Puchar Polski w Szosowych Maratonach Rowerowych 2024 | Puchar Polski Maratończyków w Jeździe Indywidualnej na Czas 2024 | Puchar Polski w Maratonie GRAVEL 2024

Rewal
20-21.04.2024

Gryfice
25-26.05.2024

Radowo Małe
22-23.06.2024

Płoty
20-21.07.2024

Choszczno
08.09.2024

Pniewy
21-22.09.2024
Relacja z II GMR
21 września 2003
Gorzowski Maraton Szosowy – Długie 2004
23 maja 2004
Relacja z II GMR
21 września 2003
Gorzowski Maraton Szosowy – Długie 2004
23 maja 2004

Sprewaldmaraton w Cottbus

Jerzy Złotowski
O imprezie dowiedzieliśmy się od znajomego kolegi z Niemiec, który gościł w 2003 r na II Gorzowskim Maratonie Rowerowym Sosny 2003. Udział potwierdziliśmy już w styczniu ze względu na ograniczoną ilość miejsc, a w ogóle zarejestrowało się na tą imprezę 2550 uczestników (na miejscu zdaliśmy sobie sprawę że było trochę więcej).

Z Gorzowskiego Klubu Rowerzystów Cyklista zapisało się 8 członków w tym 1 ze Śremu i 1 z Poznania oczywiście członkowie GKR Cyklista. Udział swój potwierdzili także koledzy z Wrocławia oraz Sulęcina lecz z różnych względów nie dotarli na imprezę. Tak więc nasza grupa była jedyną grupą zagraniczną biorącą udział w tej wielkiej imprezie. Maraton ten był różnorodna imprezą o charakterze masowym oraz wielodyscyplinowym. Poza kolarstwem były biegi, rolki, kajaki na różnych dystansach w maratonie rowerowym były następujące dystanse 42km, 72km, 110km, 150km,210km więc jak widać dostępne dla wszystkich.

Nasza grupa obstawiała :42km – Danuta Owsiejczyk, 110km – Janina Kapszewicz, Andrzej Zawartka, Paweł Daniłów, 150km – Bogusław Kuczyński, Lech Głożyński, Krzysztof Bałunda oraz ja, Jerzy Złotowski.

Wyjazd nastąpił w piątek 16.04.04 przy dobrej pogodzie więc zadowoleni ruszyliśmy przez Słubice do Niemiec. Przeprawa graniczna której praktycznie nie było upewniła nas, że już UE tuż,tuż. Dobre drogi po tamtej stronie granicy aż prosiły by jechać szybciej lecz ograniczenia do 50km/h studziły nasze zapały, a poza miejscowościami do 80km/h załamywały, chcieliśmy jak najszybciej być u celu by zakwaterować się, zarejestrować i poznać chociaż kawałek jutrzejszej trasy.0

Na miejsce w Lubben gdzie miał się odbyć start i meta mieliśmy zarezerwowany nocleg dotarliśmy około 15.30. Zaskoczył nas standard naszego zakwaterowania gdzie za 50 Euro mieliśmy do dyspozycji domek 2 pokojowy z łazienką przy każdym pokoju oraz kuchnię, wszystko wysoki standard. Jest to miejsce dla 4 – 5 osób zmieściliśmy się spokojnie w 6 osób a 2 osoby były gośćmi zaprzyjaźnionego Niemca.

Po zakwaterowaniu ruszyliśmy na miejsce jutrzejszego startu by wcześniej już się zarejestrować i mieć spokojną głowę przed startem w sobotę. Na miejscu okazało się, że rejestracja nie odbędzie się w piątek jak jest w regulaminie lecz od 7.30 rano w sobotę. Byliśmy bardzo nie pocieszeni gdyż rano w sobotę planowaliśmy inaczej przygotowywać się do startu niż wystawać w kolejce do rejestracji. Więc nie dowiedziawszy się nic oprócz zmiany terminu rejestracji ruszyliśmy szukać sposobu oznakowania trasy. Nie znaleźliśmy nic, byliśmy mocno zawiedzeni i zszokowani tak słabą organizacją na 12 godz przed startem. Urządziliśmy sobie objazd miasteczka na rowerach podziwiając piękny park oraz wyspę zamkową w Lubben. Wieczorem każdy z nas opychał się węglowodanami przygotowując organizm do wielkiego wysiłku a od godz 22.00 spanie.

Sobota rano 5.15 pobudka, toaleta i przygotowanie podwójnej porcji węglowodanowej w samochód i na start do rejestracji. Wielkie zamieszanie, nikt nic nie wie, a dodatkowe problemy z językiem, wreszcie około 7.40 jesteśmy już po rejestracji, trochę nas martwi piknikowy charakter imprezy. Lecz mało czasu by rozmyślać zostało około 55 min na powrót na kwaterę, przebranie się i powrót po krótkiej rozgrzewce na miejsce startu. Pierwsi na start stają uczestnicy dystansu 210km brak naszych przedstawicieli powodowany jest piknikowym charakterem imprezy, planowo o 8.30 rusza kolumna około 60 – 80 rowerzystów na trasę przy nieograniczonym ruchu drogowym, jesteśmy tym przerażeni. Godz 8.45 rusza grupa około 80 -100 osobowa na dystans 150km w której jedzie nasza 4 osobowa ekipa. Pogoda dobra niektórzy jadą na krótko, ja natomiast mam rękawki i nogawki (zawsze można zdjąć). Początkowe tempo jest spokojne 27 – 32 km/h w tak dużej grupie i o dziwo z ruchem drogowym nie ma problemu jedziemy połową jezdni. Nawierzchnia super żadnych dziur i kolein, ja jadę w środku stawki, co chwile dojeżdża do mnie kolega Leszek potwierdza że wszystko ok. Na 32 km trasy jest 1 PKP (punkt kontroli przejazdu) dojeżdżam na około 10 poz. szybko podaję kontrolkartę do ostęplowania, pobieram banana i dalej bo grupa już odjeżdża a na PKP były jeszcze ciasta ,kanapki, napoje oraz ogórki „symbol imprezy”. Około 35km trasy dojeżdża do mnie Martin (zaprzyjaźniony Niemiec) – gut , gut i smykamy dalej. Doszedłem do wniosku, że najwyższy czas wychylić się do przodu stawki tym bardziej ze tempo cały czas spokojne 30 -34 km/h. Od 38km trasy jechałem już cały czas w pierwszej 10-tce czasami schodząc najdalej na 15 pozycję. Często wychodząc na zmianę, lecz gdy doszedłem do wniosku, że nie znam dobrze trasy musiałem wypuścić Niemców do przodu i byłem na prowadzeniu tylko jak jechaliśmy dwójkami.

Zorientowałem się jak oznaczona została trasa, a były to strzałki na drzewach lub znakach drogowych i przy najbliższym rozwidleniu jadąc na 9 pozycji widzę strzałkę w lewo, a czoło skręca w prawo jedni krzyczą – links – więc kierując się rozsądkiem skręcam w lewo peleton natomiast pojechał w prawo zawróciłem za nimi i pod strzałka widzę na ziemi tablicę, że dystanse 210, 150, 110 km w prawo. Stwierdziłem, że oznakowanie pozostawia wiele do życzenia i dalej gonić peleton, a to wcale nie jest ani łatwe ani przyjemne. Mimo wspaniałej nawierzchni od czasu do czasu pojawia się bruk (200 – 700m) i to tak nieprzyjemny jak przyjemna szosa asfaltowa. Gdyby te odcinki były dłuższe można by się nabawić choroby wibracyjnej lub wstrząśnienia mózgu. Na liczniku 52km dojeżdżamy do 2 PKP pięknie zorganizowanego, jest tam jakiś festyn, orkiestra w ludowych strojach lecz my widzimy tylko kanapki, napoje oraz stemple. Tempo spokojne 32 – 39 km/h wydaje się dużo lecz teren w miarę równy mam ochotę zachęcić kolegów by trochę przyspieszyć by peleton trochę przerzedzić ale bariera językowa oraz brak pewności siebie wstrzymują mnie. Wychodzę na zmianę z jednym z Niemców przyspieszam coś mi mówi mówię że nie rozumiem wiec pokazuje wolniej, wolniej a mnie noga swędzi. Zjeżdżam na koniec peletonu szukam kolegów z klubu lecz ich już nie ma w peletonie jestem zdziwiony, że zostałem sam brak także Martina więc to tempo chyba nie jest takie sobie. Ruszam do przodu by nie ominęła mnie jakaś ucieczka zaczynam wierzyć że mogę zawalczyć, widzę niektórych Niemców ociągających się przed zmianami nie wiem czy to taktyka czy niemoc. Stroje mają super sprzęt także, ale zaprzyjaźniony trener mówił mi kiedyś, że żaden sprzęt sam nie jedzie. I tak dojeżdżamy do 3 PKP na 92 km – szybki naleśnik, stempel i „rura” w oddali widzimy grupę kolarzy jest to peleton z innego dystansu nie wiem z jakiego, a przed tym peletonem jakieś 500m dwójka kolarzy, a jest to Niemiec z nasza koleżanką Danusią – Brawo Danusia- widzę że jest szczęśliwa pozdrawiamy się w locie i już nas nie ma. Teraz nawierzchnia trochę się pogorszyła jedziemy gdzieś między polami wąskimi drogami fakt, że asfaltowymi lecz jakość ich jest gorsza (gdyby u nas były tylko takie to byłoby super). Pojawiły się wzniesienia lecz niezbyt dokuczliwe tempo zaczyna wzrastać coraz bardziej mi się zaczyna podobać.

Jadę z pulsometrem mam tętno 120 – 140 więc mogę spokojnie myśleć o dalszej części dystansu. Mijamy 1/3 trasy 100km , dochodzę do wniosku, że należy odpocząć chociaż czuję się dobrze zjeżdżam do środka peletonu w którym pozostało około 40 uczestników uważam, że i tak to za duża grupa. Na 110 km przesuwam się do przodu zaraz ostatni PKP, myślę że teraz może nastąpić atak. Mało brakowało byśmy nie przejechali ostatniego PKP wjazd na parking gdzie umiejscowiony jest PKP zasłonił parkujący duży TIR dopiero wołania sędziów zawróciły cały peleton. Całe szczęście gdyż wyjazd z PKP był już w innym kierunku. Na ostatnim PKP widzę naszą Janeczkę z dystansu 110km na żadne pytanie jej nie odpowiadam. Mało nie udławię się ciastem, stempel i już peleton 100m odjechał, wielu zatrzymało się za potrzebą, może ja też ale widząc odjeżdżający peleton mija mi ochota. Z wielkim wysiłkiem doganiam ich zdając sobie sprawę by się na końcu nie szarżować ciągnę się z tyłu, odpoczywam.

Przejechaliśmy niezbyt wiele i zatrzymał nas szlaban lecz dosyć szybko było po odpoczynku nikt do nas nie zdążył dojechać. Tempo wzrosło do 37 – 45 km/h pozostała część peletonu jedzie razem nikt nie odpuszcza, a tu 125km pozostało tylko 25km do mety. Na 130km mijający nas samochód nie wiem w jaki sposób (może to tylko zbieg okoliczności) powoduje upadek 4 kolarzy przede mną, hamuję widzę że nie dam rady patrzę by wysypać się nie na jezdnie lecz do rowu. Nie widzę możliwości ominięcia ich przed oczami czarny scenariusz, wjeżdżam na koło leżącego kolarza jakoś sprytnie rozsuwają się – ja jadę dalej, za chwilę chyba się zderzę z innym unikającym upadku lecz też cudem tego unikam. Co się dzieje z tyłu nie wiem, ale widzę, że grupa około 20 ucieka więc znowu zagięcie i gonię ile tchu. Dojeżdżam, wszystko dobrze lecz takie akcje przed końcem są nie wskazane, ale ja na to nie mam wpływu.

Dojechali inni jedzie nas około 30 – 35 uczestników na 15km przed metą odjeżdża dwóch peleton nie reaguje – ja spoko – na 14km przed metą skacze jeszcze jeden wszyscy młodzi ja 55 lat. Nie wytrzymuję, wiem że 14km to za dużo na finisz, ale doskakuję do niego. Formuje się dwójka z przodu, nasza dwójka i peleton. Kolega daje zmianę 41 – 43 km/h dosyć długą przychodzi moja kolej ja daję 39 – 40km/h więcej nie mogę, tętno skacze mi na 167 wiem że dla mnie zbliża się koniec możliwości , myślę że to nie tylko wysiłek lecz także nerwy. Nie oglądam się rwiemy ile sił, a na najbliższym zakręcie widzę jak peleton się zbliża – więc to koniec – można było przewidzieć. A kolega jeszcze rusza i odjeżdża, mnie natomiast wchłania peleton lecz nie zjeżdżam na tyły pozdrawiam nowych kolegów jedziemy dalej do mety 9km ja odpoczywam, ale nie chce spasować. Na najbliższym wzniesieniu poprawiam ile sił w nogach gdy wjeżdżam na szczyt brak mi tchu i mam dosyć. Wyprzedzają mnie ale tylko czterech , odwracam się nie ma nikogo, jestem szczęśliwy rozerwałem peleton jak się uda tak dojechać do mety mam minimum 8 pozycję , to mnie zadowala w tej 5 jest tylko jeden mój rówieśnik reszta to młodzi ludzie. Wjazd do Lubben to bruk tutaj znów przyspieszam po bruku wyprzedzam całą nasza grupę. Na końcówce wyprzedzają mnie dwie osoby, jestem trzeci z tej piątki to ogólnie 6 miejsce jestem bardzo zadowolony. O zmęczeniu nie myślę, otrzymuję medal „ogórek” i dyplom, czuję się mocno wyróżniony chociaż takie trofeum otrzymuje każdy kto ukończył wyścig. Dla mnie to bez znaczenia. Dystans 150km przejechałem z średnią 34,30 km/h , max 50km/h, tętno max167.

umieszczono dzięki uprzejmości Jerzego Złotowskiego.

Facebook