III Supermaraton dookoła zalewu – Świnoujście
7 lipca 2003Styrkeproven w Norwegii
3 sierpnia 2003III Supermaraton w Świnoujściu
Jerzy Złotowski
7 czerwca w Świnoujściu rozpoczął się najdłuższy w Polsce maraton rowerowy, wokół Zalewu Szczecińskiego. Pętlę długości 255 km pokonało 89 zawodników. 19 z nich wyjechało na drugą pętlę, pokonując 510 km.
W gronie 91 twardzieli znalazła się tylko jedna kobieta: Kinga Kamińska z Warszawy.
Nie obyło się bez incydentów. Znaleźli się tacy, którzy nie zabrali ze sobą z domu paszportu, a trasa biegła przecież po stronie polskiej i niemieckiej. Wystarczył przedstartowy udział w referendum, by niektórzy już poczuli się mieszkańcami Unii Europejskiej…
Zawodników sklasyfikowano na dystansach 255 i 510 km oraz w kategoriach: rowery szosowe i MTB.
Na początku stycznia niespokojny duch i zarazem prezes Gorzowskiego Klubu Rowerzystów CYKLISTA Jerzy Złotowski wyszperał w Internecie relację Wiesława Rusaka ze Świnoujścia z uczestnictwa w najdłuższym maratonie rowerowym w Europie. STYRKOPROVEN ( 540 km w 36 godz.) w Norwegii. Wiesław Rusak postanowił zorganizować coś podobnego w Polsce i zaplanował na 7-8.czerwca 2003 Supermaraton w Świnoujściu ( 510 km w 30 godz.) z trasą dookoła Zalewu Szczecińskiego przez Niemcy (Usedom, Anklam, Pasewalk, Loknitz) przejście graniczne w Lubieszynie i dalej przez Szczecin, Szczecin Dąbie, Goleniów, Stepnicę, Wolin do Świnoujścia. Jedna pętla liczy 255 km i należało tą trasę pokonać dwa razy i zmieścić się w wyznaczonym limicie czasu 30 godz.
Jerzy Złotowski od razu zdecydował się wziąć udział w tej imprezie. Zmobilizował także innych kolegów i w pierwotnej wersji zdeklarowanych było siedmiu gorzowian tj. piątka z zeszłorocznego przejazdu przed Tour de Pologne oraz dwóch innych kolegów. Lecz czym bliżej startu niektórzy wycofywali się a to w związku ze sprawami rodzinnymi inni ze strachu przed takim dystansem oraz zbyt słabego przygotowania kondycyjnego. Na placu boju pozostali trzej twardziele, którzy w 2002 pokonali 256 km przed zawodowym peletonem Tour de Pologne ze Stargardu Szczecińskiego do Zielonej Góry. I są to: Jerzy Złotowski, Zbigniew Bodnar, Albin Skwarek.
Przygotowania każdy z nas rozpoczął indywidualnie już w styczniu, kiedy zapadła decyzja, że bierzemy udział w tej imprezie. A więc rower, siłownia oraz biegi były codziennym obowiązkiem. Założyliśmy, że do startu przejedziemy minimum 3500 km każdy z nas, lecz plany treningów zostały pokrzyżowane przez samo życie. Zbyszkowi Bodnarowi w wykonaniu założonego planu przeszkodziły obowiązki w pracy (redaktor Radia Zachód), Albin Skwarek ( 3 tyg. przerwy w treningu), co zrozumiałe przedłożył nad trening obronę pracy licencjackiej z bd wynikiem natomiast inicjatorowi Jerzemu Złotowskiemu ( 5 tyg. przerwy w treningu) udział w kolizji rowerowej 13.04.03 na dwa miesiące przed Supermaratonem, która zakończyła się złamanym obojczykiem. Po zdjęciu gipsu pozostało mu trzy tygodnie na rehabilitację i powrót do poprzedniej formy. Jak widać żadne przeciwności nie mogły nas twardzieli pokonać.
28 maja tj. 10 dni przed startem postanowiliśmy przejechać jedną pętlę Supermaratonu (255 km). Generalna próba była podyktowana tym by dokładnie poznać trasę i nie błądzić podczas jazdy na ostro a jak wiemy z doświadczenia z oznakowaniem tras różnie bywa i jak się później okazało mieliśmy rację wielu kolegów błądziło. Poznaliśmy warunki panujące nad Zalewem Szczecińskim, że tam wieje i tylko kwestia jak mocno, ale na pewno zawsze. Na próbę generalną wybrał się z nami Jurek Szumlewski kolega z Tour de Pologne, któremu udział w Supermaratonie uniemożliwiła impreza rodzinna. A więc czwórka gorzowian wyruszyła o godz. 9.00 tak jak planowany był start ostry 7 czerwca. Do planowanego pierwszego punktu kontrolnego wyruszył z nami organizator Wiesław Rusak by pokazać nam trasę, która nie była jeszcze oznakowana oraz Paweł Dodek (redaktor Głosu Szczecińskiego) obydwaj uczestnicy Supermaratonu. A 7 czerwca w Głosie Szczecińskim ukazał się artykuł ze zdjęciem z naszej próby, więc już na starcie byliśmy rozpoznawani, co nie ukrywam było bardzo miłe.
Po pokonaniu tej próby i poznaniu trasy i warunków, w jakich przyjdzie nam pokonać trasę dwukrotnie dłuższą zrzedły nam miny i mieliśmy już dosyć. Z zamiaru pokonania dystansu 510 km w dobę pozostała chęć przejechania go w limicie czasu tj. 30 godz. Największe problemy podczas próby mieli koledzy, którzy mieli przerwy w przygotowaniach tj. Albin Skwarek oraz Jerzy Złotowski. Natomiast Zbigniew Bodnar i Jerzy Szumlewski próbę znieśli o wiele lepiej. Nabrawszy pokory i szacunku do tego dystansu należało zmienić plan oraz taktykę pokonania dystansu 510 km. Zorganizowaliśmy za zgodą organizatora samochód, w którym jechały nasze bambetle oraz w którym po pokonaniu około 350 km planowaliśmy chwilę się przespać.
6 czerwca wyposażeni jak się okazało w dużo ponad potrzeby w napoje, batony, banany oraz w zaświadczenia do głosowania w referendum unijnym gdyż te dwa terminy nałożyły się na siebie a my i nie tylko chcieliśmy oddać swój głos w tak istotnej sprawie. Powitanie w schronisku młodzieżowym (baza) było bardzo miłe i nie czuliśmy się obco znaliśmy już przecież organizatora Wiesława Rusaka oraz Pawła Dodka. Pierwsze problemy tuż przed snem Zbyszek ma kapcia a więc zmiana dętki i klejenie dziurawej – oj, co to będzie dalej. Niespokojni zasypiamy regenerując siły na swój największy wyczyn.
7 czerwca pobudka o 6.20 i posiłek energetyczny (ryż, płatki, miód) napój izotoniczny w bidony i mąka ziemniaczana w majtki. O godz 7.00 wyruszamy do punktu wyborczego oddać swój głos w tej ważnej historycznie chwili – jest to upamiętnione na zdjęciach oraz w TV3 która także przybyła filmować jak my wjeżdżamy do Unii Europejskiej. Po obywatelskim obowiązku ruszyliśmy barwnym peletonem przez zaspane jeszcze Świnoujście pod magistrat gdzie ma się odbyć oficjalne otwarcie Supermaratonu. Otwarcia dokonał prezydent Miasta Świnoujścia Janusz Żmurkiewicz natomiast Poseł na Sejm RP Elżbieta Piela – Mielczarek strzałem z armaty dokonała startu honorowego. Ruszyliśmy więc na punkt graniczny i po bardzo pobieżnej kontroli udaliśmy się na start ostry w Alhbeck. O godz 8.45 wystartowali pierwsi cykliści na trasę zaś nasza trójka wystartowała o 8.55 jako trzecia 15 osobowa grupa. Tuż po starcie dwu kilometrowa wspinaczka i pierwsze problemy po przejechaniu 50 m (metrów). Z tej góry niemieccy turyści zjeżdżający na złamanie karku pędzą na nas krzyki i wyzwiska leciały ile wejdzie jeden z nich nie uniknął i wypakował w uczestnika Supermaratonu łamiąc mu ośkę. Szybka wymiana koła i jedzie dalej, – uff co to będzie dalej.
Byłoby bardzo przykro koledze opuścić trasę 510 km po przejechaniu około 50 metrów. Po w/w kolizji grupa rozbiła się i nikt nie wiedział gdzie są koledzy. Jerzy Złotowski wraz ze Zbigniewem Bodnarem próbowali dogonić Albina Skwarka i przy tempie 34 km/h doganiając kolejnych uczestników nie widzą Albina a założone tempo jazdy zaplanowano na 27 – 30 km/h. Za chwilę sprowadzenie na ziemię telefon od Albina i krótko, **co wy do cholery robicie** i od tego momentu czekamy wolno jadąc na kolegę i dalej już założonym tempem poruszamy się na trasie. Inni uczestnicy startujący dużo później wyprzedzają nasza trójkę jadącą zaplanowana szybkością a Jerzy Złotowski dostaje szewskiej pasji z takiego ślimaczego tempa, lecz nie mógł jechać szybciej gdyż były uzgodnienia a dla pewności koledzy zabrali mu paszport a pozostały jeszcze 3 przekroczenia granicy. Nasza trójka była bardzo barwna i zauważalna poprzez jednakowe stroje z ubiegłorocznego Tour de Pologne.
Na trasie bardzo duży ruch (weekend) dużo stłuczek podenerwowani niemieccy turyści pokazują nam ścieżkę rowerową udajemy, że nie widzimy i zmierzamy do pierwszego (PK) punktu kontrolnego w Anklam. Na PK podpisujemy listę obecności uzupełniamy bidony pobieramy banana i batony jest także serwis techniczny. Lecz na szczęście nie korzystamy. Dojeżdżamy do Pasewalk gdzie czeka na nas nasz samochód, ale wcześniej mamy przykrą przygodę. Wyprzedzający nas bus ciągnący przyczepę zbyt szybko zjeżdża do krawężnika i zaczepia prowadzącego Jerzego Złotowskiego ten uprzedzony krzykami kolegów spręża się i udaje mu się nie przewrócić kończy się to śladami na koszulce i obtartym łokciu. Kierowca oczywiście pojechał dalej. Po dwóch kilometrach witamy nasz samochód krótka przerwa i dalej w drogę do Lubieszyna na drugi PK.
Spokojna droga a w Szczecinie kolejne problemy Jerzy Złotowski melduje kolegom ze coś źle z jego organizmem (pulsometr pokazuje spadające tętno). Jurek zjechał na tył grupy, która tworzą gorzowianie oraz trzej inni cykliści chcący pilotowania przez Szczecin (brak rozeznania trasy). Krótka narada by zatrzymać się i sprawdzić, co jest a skarży się na ból z lewej strony czy to serce czy pozostałość po złamanym obojczyku – strach. Nie zdążyliśmy się zatrzymać, gdy pulsometr wskazał „0”a Jurek jedzie dalej (nie wytrzymała maszyna – organizm wytrzymał). Gdy innych cyklistów wyprowadziliśmy do Szczecina Dąbia nasza trójka zatrzymała się na planowany posiłek w barze Malibu. Gdzie załoga samochodu już wcześniej zamówiła nam rosół i pierogi ruskie. Jedząc widzimy innych nas wyprzedzających, koledzy cały czas przypominają Jurkowi **zero rywalizacji** niech jadą zobaczymy co będzie na 400 kilometrze. Po posiłku spokojnie pokonujemy trasę do Goleniowa i na trzeci PK w Stepnicy i dalej na około 15 km przed Wolinem gdzie mamy przerwę. Żegnamy nasz samochód, który rusza w drogę powrotną do Anklam gdzie planowana jest przerwa na sen a przez Świnoujście samochody nie mogą przejechać do Niemiec. Zaraz po przerwie dojechała do nas grupa 9 cyklistów i razem w 12 osób ruszyliśmy do Świnoujścia. Dopiero teraz tempo wzrosło do 29 -32km/h i wreszcie Jurek był w swoim żywiole. Pierwszą pętlę pokonaliśmy w 10 godz. 28 min. W bardzo dobrej kondycji i wspaniałych humorach. W schronisku czekał na nas ciepły posiłek, szybka kąpiel, pudrowanie całego ciała rezygnacja z przebierania gdyż te, choć przepocone stroje bardzo nas wyróżniają oraz akcentują, z jakiego miasta pochodzimy. Teraz szybko by zajechać jak najdalej przed zmierzchem. Na drugą pętlę wyruszamy około godz. 20.30. Od schroniska dołączył do nas Andrzej Charusta z Wrocławia, który już zrezygnował z jazdy na drugą pętlę, ale gdy zobaczył naszą trójkę szykująca się do wyjazdu nabrał ochoty i ruszył z nami. Nowy nasz kolega pomógł nam szybciej dojechać do Anklam dając długie i szybkie zmiany i na PK w Anklam byliśmy o godz. 22.22.
Jak na razie wszystko planowo jest już samochód i przy wyjeździe z miasteczka na stacji benzynowej długa przerwa. Kolega Andrzej z Wrocławia nie korzystał z przerwy i dalej ruszył solo. Nasza trójka obmyła się i ułożyła spać, budzik po wielkich targach ustawiono na godz. 2.50. Miły kierowca Jacek Zagozda ułożył się na karimatach obok samochodu a pilot nasz młody cyklista Piotr Kubiak miał zadanie pilnować naszych rowerów i spokojnego naszego snu. Każdy z nas miał problemy z zaśnięciem a za niedługą chwilkę trudno było wstać. Jedynie Jerzy Złotowski dopingował by szybciej ruszyć dalej. Wyjazd nastąpił o godz. 3.30. Zimno i wszechobecna wilgoć nie nastrajała do dalszego wysiłku. Cały czas wyglądaliśmy pierwszych promieni słonecznych a gdy słońce wstało byliśmy już w Lubieszynie i ostatni raz przekraczaliśmy granicę do mety pozostało jedynie…..125 km. Po przekroczeniu granicy i PK Zbigniew Bodnar melduje, że bardzo chce spać, Jurek potwierdza wielką chęć snu a na to nie możemy już sobie pozwolić i na przedmieściach Szczecina zatrzymujemy się na kawę. Tutaj dogania nas trójka innych cyklistów i razem ucztujemy. Niektórzy po dwie kawy, jajecznica a na batony już nie możemy patrzeć. Rozsądek podpowiadał jednak by jeść, głodny nie dojedziesz. Trzej cykliści prosili by przeprowadzić ich przez Szczecin gdyż na 1 pętli błądzili. Zgodziliśmy się chętnie, lecz musieliśmy trochę zwolnić tempo a koledzy musieli trochę się sprężyć. W Szczecinie Dąbiu rozstaliśmy się a jeden z nich próbował nadążyć za nami i choć tempo mieliśmy wolne nadążał tylko do Goleniowa. Od Goleniowa już do mety *żabi skok * około 80 km a Albin Skwarek przesilił kolano i po obandażowaniu już nie mógł dawać zmian i pokonywał trasę siłą woli. Najwięcej sił zachował Zbigniew Bodnar i on dawał najdłuższe zmiany wspomagany przez Jurka Złotowskiego . Dojechaliśmy całą trójką do Świnoujścia mieszcząc się w limicie czasu a więc sukces. Zakończyliśmy ten wyczyn jednak mniej wyczerpani niż myśleliśmy. Zbigniew Bodnar nawet żartował, że na drugi rok nie przyjedzie jak nie będzie trzeciej pętli. Jerzy Złotowski natomiast rozważa możliwość zorganizowania podobnej imprezy w Gorzowie. Albin Skwarek zaś powiedział * róbta co chceta ja się dostosuję *.
——————————————————————————–
KILKA FAKTÓW
Czas przejazdu Supermaratonu gorzowian: 27godz 40min.
Czas efektywnej jazdy:18godz 30 min ze średnią 27,50 km/h
Najdłuższa przerwa: nocleg około 5 godz.
W Supermaratonie startowało 92 uczestników a tylko 21 uczestników przejechało cały dystans 510 km. Więc impreza nie była wcale łatwą. I tylko spokojna i równa jazda na całym dystansie zapewniła całej trójce gorzowian sukces w postaci ukończenia Supermaratonu. Trójka gorzowian nie dała się wciągnąć w żadną rywalizację, choć Jurek aż rwał się do tego, lecz tym razem był bardzo zdyscyplinowany.
Udział w Supermaratonie był wielką przygodą i sprawdzeniem swoich możliwości. Wyraźnie zaznaczyliśmy, że w Gorzowie także są ludzie skłonni podjąć się dużych wyzwań.
Dziękujemy bardzo za wsparcie nas i to nie tylko duchowe dla:
Prezydenta Miasta Tadeusza Jędrzejczaka
Sekretarza Miasta Ryszarda Knecia
Prezesa LZ LZS Jana Gralińskiego
Sekretarza LZ LZS Zdzisława Butryma
Myślę, że za rok pojedziemy także w tym Supermaratonie. A zdobyte doświadczenia zaprocentują tym, że pojedziemy nie tylko ukończyć wyznaczony dystans, ale może powalczyć o czołowe lokaty.