Bordeaux-Paris 1892-1896
17 grudnia 2006Bordeaux-Paris 1912-1914
19 grudnia 2006Napisał: Piotr Ejsmont
I oto kolejna część naszej podróży wraz z wyścigiem Bordeaux-Paris. Tym razem, dzięki Piotrowi Ejsmontowi, dowiemy się co działo się na początku XX-wieku w tym prestiżowym wtedy wyścigu. Poznamy postać pierwszego ze słynnych belgijskich kolarzy – Cyrille’a Van Hauwaerta.
W 1904 roku wyścig zakończył się skandalem, podobnie jak Tour de France. Z dużą przewagą na metę dojechał jako pierwszy Leon Georget. Jednak sędziowie zarzucili jemu jak też kolejnym trzem zawodnikom, którymi byli: Lucien Petit Breton, Cesar Garin, oraz Rodolphe Muller, że garściami rozrzucali za sobą gwoździe pod koła przeciwników. Cała czwórka została zdyskwalifikowana, podobnie jak jeszcze 7 innych kolarzy, a zwycięzcą obwołano piątego na mecie: Fernanda Augereau. W dwu lub trzech miejscach na trasie przyuważono jakiegoś osobnika, który ustawiał się na drodze, by rzekomo robić zdjęcia kolarzom. Ale we futerale na aparat nie miał wcale aparatu tylko gwoździe! Zresztą już rok wcześniej na trasie wyścigu miały miejsce podobne rzeczy. Wtedy prowadził Lesna, kolarz o niezłomnych zasadach, wzór uczciwości w kolarstwie. Po kraksie na przejeździe kolejowym wyprzedził go Maurice Garin i pomimo dramatycznej pogoni Lesny nie dał się wyprzedzić do mety .Na mecie Lesna oświadczył: ”Jechałem bardzo dobrze i to nie kraksa mnie zatrzymała, ale gwoździe . Już nie liczyłem moich przebitych gum.. W pewnej chwili mieliśmy wszyscy poprzebijane opony. Ja i wszyscy moi pomocnicy, a nie mieliśmy już opon zapasowych. Nawet samochód, w którym jechał mój dyrektor Titus Potama z American Bicycle Company, miał przebite wszystkie cztery opony. A Garin nie miał wcale defektów.”
Garin, długo się nie namyślając , odparował :
”Ja wiem, że ty jesteś bardziej popularny niż ja, dlatego założyłem białą koszulkę, dokładnie taką samą jak twoja. Na trasie brano mnie za Ciebie. Kiedy przejeżdżałem, to twoi pomocnicy rzucali gwoździe na drogę, myśląc, że pomagają tobie, a nie mnie.”Po latach Petit Breton wyjawił, ze podczas wyścigu w 1904 roku chciano go po drodze wrzucić do rowu, a ktoś groził mu rewolwerem. Kto to był ? Nie wiadomo. Georget musiał oddać 3 tysiące franków głównej nagrody. Dodatkowo zdyskwalifikowano go dożywotnio. Na szczęście, po dwu latach tę surową karę mu darowano i Leon wkrótce zyskał sobie miano „ojca Bol d Or „ , bo aż 9 razy wygrywał ten prestiżowy długodystansowy wyścig torowy. Jeszcze w wieku 48 lat w tym wyścigu zajął 4-te miejsce. W Bordeaux – Paris tylko jeszcze raz plasował się w czołówce. Był trzeci w 1910 roku. Znacznie lepiej powiodło się jego młodszemu o dwa lata bratu Emile, który wygrał wyścig aż dwa razy : w 1910 i 1912 roku.
W 1905 roku Louis Trousselier chciał wziąć rewanż za przegrany Tour de France. „Trou –trou” nadał tak mocne tempo jazdy, że go nie wytrzymał. Na 35 km za Orleanem z wyczerpania spadł z roweru do rowu i nie mógł już jechać dalej. A wyścig wygrał już po raz drugi „Straszny” Hippolyte Aucouturier.
Kolejnym bohaterem maratońskiego wyścigu był Belg Cyrille Van Hauwaert, który tak naprawdę nazywał się Vanhouwaert, ale widocznie lepiej było kibicom wymieniać formę nieoryginalną. Cyrille urodził się w 1883 roku , w Moorslede, w zachodniej Flandrii. Zakochany w kolarstwie Cyrille zbierał grosz do grosza na swój pierwszy rower, który go kosztował 200 franków belgijskich (robotnik rolny zarabiał wtedy 1 franka na dzień). Kwotę tę uzbierał, odkładając swoje cotygodniowe kieszonkowe i pracując latem w cegielni we Francji. W końcu kowalowi ze swojej miejscowości zlecił montaż roweru z rur Reynoldsa. Jego rodzina pochodziła ze wsi, z której wcale się nie ruszała. Cyrille, kiedy zaczął się ścigać, musiał potem w domu ze szczegółami opowiadać nie tyle przebieg walki, tylko to co widział dookoła np. jak wygląda morze , wydmy , plaża.W 1907 roku jako kolarz indywidualny, bez wsparcia drużyny, zajął drugie miejsce w Paris – Roubaix. Po tym sukcesie zainteresowała się nim francuska stajnia „La Francaise”. Zaoferowała mu pensję 1000 franków oraz pokrycie kosztów podróży, a także zaopatrzenie w niezbędny sprzęt. O tym jakie to były pieniądze, niech świadczy fakt ,że robotniczy dom kosztował wtedy 3 do 4 tysięcy franków.
W koszulce ”La Francaise” Flandryjczyk pojawił się o szóstej wieczór 25 maja na starcie do Bordeaux-Paris. Kierownictwo drużyny ustaliło, że jej liderami będą bracia Georget. Na starcie byli też tak znani zawodnicy, jak Petit -Breton, Cadolle, Trousselier, Ringeval, Faber, Cornet, Garrigou, Christophe .Niektórzy jak Simar, Seigneur czy Deschamps zgłosili się tylko po to, by nadać wyścigowi wysokie tempo od samego startu. Kiedy zapadła noc, na podejściu pod Cote d’Angouleme zaczął padać deszcz, któremu towarzyszyły silne podmuchy wiatru. Koło północy Belgowi, który jechał tuż za braćmi Georget, pękł łańcuch. Kolarz przewrócił się na błotnistej drodze. Nic mu się nie stało, ale jego samochód z częściami zapasowymi, znajdował się gdzieś daleko. Sam w środku nocy zaczął się zastanawiać, czy nie zrezygnować z dalszej jazdy. Na szczęście dojechał do niego jeden z jego pomocników Cruppelandt. Zawrócił on na swoim rowerze w tył, dojechał do Ruffec i tam szukał łańcucha na wymianę. Trochę to trwało. Van Hauwaert schronił się pod drzewem i znowu zaczął wątpić w celowość dalszej jazdy. Wreszcie nadjechał Cruppelandt z nowym łańcuchem. Podczas padającego deszczu obaj założyli go na rower Belga. Rozpoczęła się dramatyczna pogoń za czołówką. Trwała ona ponad godzinę. W Poitiers dziennikarz ”L Auto” o 2:28 telegrafował do centrali w Paryżu, ze podczas ciągle padającego deszczu zanotował przejazd Trousseliera, Emlie Georgeta i Garrigou. Za nimi byli Petit Breton,Cornet, Ringeval i Cadolle, a więc wszyscy faworyci oraz Flandryjczyk, który wrócił do czoła.
O świcie deszczowe chmury rozwiały się i zaczęło prażyć słońce. Kolarze chcieli przebrać się w suche rzeczy, ale kierownicy ich ekip takowych nie posiadali.
”Rozbierajcie pomocników” – zakomenderował Garrigou.
Niektórzy z nich jeszcze nie jechali w wyścigu, czekając na swoją kolej. Suchutcy podążali za wyścigiem w samochodach. Peleton zatrzymał się na skraju jakiejś wsi i pomocnicy zostali rozebrani do kalesonów.
Około południa Flandryjczyk miał znowu defekt. Stracił pięć minut i ponownie przez 30 km musiał gonić czołówkę. W Sainte Maure był punkt kontrolny. Kolarze musieli podpisać listę wyłożoną na stole przed hotelem ”L Etole”. Trochę było przy tym zamieszania i wzajemnego rozpychania się. Pierwszy dopadł to stołu E.Georget, ale pierwszym, który od niego odjechał był Garrigou. Van Hauwaert był tutaj jako ostatni z czołówki. Pierwsza dwójka wyforsowała się do przodu. Georget musiał zwolnić, bo coś mu wpadło do oka. Flandryjczyk doszedł do prowadzącego Garrigou. Georget powrócił do czoła i za chwilę od niego odpadł. Garrigou przystanął i skoczył w krzaki za swoja potrzebą. Belg został sam na czele. Nagle i on zwolnił. Zatrzymał się i zmienił swoją kapotkę (nie było jeszcze takich koszulek, jak dziś), gdyż była cała ubłocona. Ktoś potem zważył jej ciężar. Razem z wysuszonym błotem ważyła 8 do 9 kg. Za Orleanem nikt nie mógł już mu zagrozić. Na metę usytuowaną na torze Parc des Princes wjechał z przewagą 7 minut nad Ringevalem. Trzeci był Garrigou.
Cyrille był tak brudny, że musiał trzy razy zmieniać wodę w wannie, by się w końcu dokładnie umyć. Kiedy przebrał się w suche rzeczy, podszedł do niego jakiś jegomość z zapytaniem :
– Proszę pana, czy ma pan jeszcze buty, w których pan jechał ?
– Są gdzieś tam w przebieralni, ale pedały się pod nimi połamały na dwie części.
– To nic. Zapłacę panu za nie 20 franków.
Nazajutrz nabywca zabłoconych butów zaprosił kolarza do swojego luksusowego sklepu w Paryżu, na ulicy Grande Armee. Ofiarował mu nowiuteńkie buty. W witrynie sklepu, na kryształowym postumencie, obwiązane czerwonym materiałem leżały jego nadal brudne buty z wyścigu z napisem umieszczonym obok :
”W tych butach nowy mistrz Van Hauwaert wygrał Bordeaux -Paris.”
Cyrille wszedł do historii kolarstwa. Konkurencyjna firma „Alcyon” zapłaciła dla „La Francaise„ odstępne w wysokości 5000 franków za przejęcie go do swojej ekipy. Gaża kolarza miała przez trzy lata wynosić 3000 franków miesięcznie.To było bardzo dużo.Rok później przegrał wyścig z Trousselierem. W 1909 roku znowu był najlepszy. W okolicach Angoueleme przykrą kraksę miał Leon Georget. Stracił na chwile przytomność. Stwierdzono u niego złamanie obojczyka i rozległą, otwarta ranę głowy. W okolicach Poitiers zaczął padać lodowaty deszcz. Zaatakował „Trou-trou„, doszedł go kolega z drużyny Van Hasuwaert oraz Emile Georget i Geogres Passerieu , obaj z konkurencyjnej „Griffon„. Kiedy do Belga dołączył jego pomocnik Julien Masselis, rywale nie mieli szans. Nie przeszkodził mu nawet padający śnieg. Flandryjczyk wygrał po raz drugi, za co otrzymał nagrodę w wysokości 2500 franków. Drugi na mecie Trousselier otrzymał 1000 franków, a szósty Lafourcade tylko 100 franków.
Cyrille był dwa razy pierwszy, dwa razy drugi i raz trzeci w wyścigu.. Wygrywał też Milano – San Remo oraz Paris – Roubaix. Jego popularność w kraju była ogromna. Przyjmowali go na audiencje czterej kolejni królowie Belgii. Nazywano go „Lwem Flandrii„. Jest to jakby przechodni tytuł, który nadawany jest szczególnie walecznym kolarzom we Flandrii. Co ciekawe jednym z lwów był Włoch Fiorenzo Magni, który trzy razy wygrał Tour des Flandres, a ostatnim z słynnych lwów był Johan Museeuw.
Van Hauwaert przyczynił się do rozwoju kolarstwa w Belgii. Po wygraniu Paris -Roubaix postanowił wybudować tor kolarski w rodzinnym Moorselde, Został głównym udziałowcem toru i pierwszym inwestorem. Wydane pieniądze bardzo szybko się zwróciły, bo już na pierwszych rozgrywanych zawodach. Po prostu przyszły na nie tłumy ludzi. Kiedy pierwszy lew zaczął odnosić swoje pierwsze sukcesy w kraju było tylko 3-4 tory kolarskie. W 1911 roku było ich już 62!
Cyrille ścigał się do 1914 roku. Po wojnie został głównym przedstawicielem swojego patrona „La Francaise -Diamant”. Założył swój własny sklep z rowerami, a potem wykreował swoją markę rowerów o nazwie „Van Hauwaert”. W 1935 roku wyprodukował już 10 tysięcy rowerów, z czego dużą ilość wyeksportował do Kongo (ale nigdy nie narodził się tam talent kolarski na jego miarę). W 1953 roku był pionierem w Belgii w zakresie stworzenia grup kolarskich, których sponsorami nie były już tylko firmy związane z przemysłem rowerowym. W jego stajni rozpoczął karierę słynny Rik Van Looy. Pełnił tez wiele funkcji w belgijskim związku kolarskim.
Źródło zdjęć: 1.T.Mathy „Les geants du cyclisme Belge” 2.P.Chany „La fauleuse histoire du cyclisme”
Źródło: