Górki nad morzem – relacja ze Świnoujscia
19 kwietnia 2007Szczęść Boże i jedziemy dalej
20 kwietnia 2007Grzegorz Grabiec
No to mamy pierwszy maraton szosowy tego sezonu za sobą. Cudowna pogoda, temperatura w okolicach 20C. Piękna trasa, ciekawa krajobrazowo oraz bardzo dobre asfalty. I szybkie tempo.
W tym roku jakoś tak się składa, że chyba długi dystans to nie moja specjalność. Ale po kolei.
Wystartowałem w najmocniejszej grupie która miała w założeniu jechać razem na maksymalny dystans 240 km. I niby wszystko dobrze, ale… współpraca nie układała się najlepiej, mało kto ma przeszłość szosową więc jedziemy bardzo chaotycznie. Pewnie można by to zrobić bardziej ekonomicznie i z większą korzyścią dla wszystkich. W rezultacie pierwsze kółko w dobrym tempie przejechaliśmy w 2 godziny i 5 minut. (Ci co jechali z założenia jedno pokonali je 6 minut szybciej.) Więc początek dość mocny. Potem z grupy zaczęły odpadać kolejne osoby. Aż na setnym kilometrze na krótkim sztywnym podjeździe z grupy odpadłem ja. Dalej jadę sam, ale jeszcze w dość dobrym tempie, tracąc dystans do grupy. Jazda w grupie to jazda w grupie. Już nie da się na tych naszych maratonach jechać samemu jak kiedyś w zamierzchłych czasach w 2003 czy w 2004 roku i wygrać. Coraz bardziej zaczyna się to wszystko układać jak w zawodowym peletonie. Najszybciej jadąca grupa jechała razem całą trasę w równym tempie i w rezultacie nie byli na mecie bardzo zmęczeni.
A nasza grupa? Z czasem odpadali kolejni jej członkowie, pod koniec drugiej pętli z 12 osób zostały trzy. Klan, Robert Peterczuk i … Na półmetku dogoniłem Wojtka i razem pokonaliśmy trzecią pętlę. Wreszcie był czas na podziwianie widoków . I czas aby pogadać. Zastanawialiśmy się jak to kiedyś się stało, że Wojtek objechał Polskę dookoła razem z Danielem. Bo teraz chyba by tego nie zrobił. Po drodze minęliśmy kilka osób kończących drugą lub pierwszą pętlę. Nie byliśmy już tacy szybcy jak za pierwszym razem, jak nas mijali to nawet nie byłem wstanie wsiąść na koło. Mocne tempo pierwszej pętli dało o sobie znać. Ale trasa nie była długa jak na maraton szosowy i szczęśliwie dojechaliśmy do mety.
W sumie zająłem 10 miejsce open i 3 w kategorii.
moja średnia prędkość 34,2 km/h łoł !
PS Jak się potem okazało Klan odpadł z tej grupy na tej samej górce co ja na drugiej pętli. I tak Robert do mety pojechał sam dokładając 8 minut drugiemu w generalce. A medale ze zdjęciem Olka Czapnika to super pomysł.
PPS Następna impreza szosowa organizowana przez Wiechora będzie w … Ełku To nie żart.
PPPS I tylko ogólne wrażenie zepsuło parę osób korzystających z samochodu technicznego na trasie.