Być jak Sylwester Szmyd
15 czerwca 2009'Czasówka' w Odolanowie
17 czerwca 2009Ależ się wszystkim na narzekania zebrało. Smęcenie straszne, to i ja sobie ponarzekam – wolno mi. Tylko narzekać będę na siebie, co też mi wolno.
Maraton dla mnie nietypowy – niby wszystko cacy i w najlepszym porządku – dystans odpowiedni, pogoda, delikatnie mówiąc selektywna – cholernie brakowało tylko chęci i motywacji, rzekłbym – pojechałem z musu (nie mylić z Musiem) i tak jakoś zblokowany psychicznie. Ruszyłem wolno i od razu zostałem sam, po pięciu kilometrach w butach chlupotało, a ból w starych już złamaniach potężniał.
Zaraz za Płotami doszli mnie Asia i Krzysio, a ja po drodze do Kamienia dałem im trzy lichutkie zmiany wisząc im cały czas jak wrzód na d…. W Kamieniu odpadam i potem to już tylko duch Rebego pokonuje trasę. Uparcie piłuję sam, niby kogoś tam wyprzedzam, odżywam trochę przy jeżdzie z wiatrem.
Moje upojenie skutecznie osłabia debil w granatowej Astrze, który o mało mnie nie staranował przed Trzebiatowem wyprzedzając całą kolumnę na podwójnej ciągłej. Zostawił mi z pół metra asfaltu.
Za drugim punktem żywnościowym Rafał i jego słynna oponka. Jest z nim Zbynek Buzanowski (mój koleś). Pytam co jest i proponuję Zbynkowi wspólną jazdę, nie chcą jednak zostawiac Rafała. Dętki to pobrali chyba od wszystkich co ich wyprzedzali, ale nie dali się – brawo chłopaki.
Na podjeżdzie pod Węgorzynem wyprzedzam Małgosię Rajczybę. Nareszcie jakaś pociecha – ktoś wygląda gorzej ode mnie. Pytam czy pomóc, proponuję jazdę na kole, ale jest zbyt zmęczona i chce jechać swoje. Znowu sam tłukę się jak Marek po piekle i jak to biednemu – wiatr w oczy. Nie wiem skąd wziął się Zbyszek Spaltenstein, ale razem zrobiło się raźniej. Razem walimy po zmiankach 17-18km/h i jakoś te kilometry upływają.
To co przejechało linię mety na pewno mało miało wspólnego z żywym człowiekiem.
Trzy kółeczka w Świnoujściu, w dodatku w dobranym towarzystwie to lajtowa wycieczka w porównaniu z tą masakrą. Wątpliwości co do trasy miałem tylko raz – postój, okulary, mapka i w drogę.
Mareczku, Ty mnie takiej pogody już nie funduj więcej – raz wystarczy. Reszta może być. A my malkontentom i warchołom mówimy stanowcze – nie.
Do zobaczenia
Piotr rebe Zieliński