W szkole pada hasło; Odbędzie sie maraton. Łobez 14-15 Maja 2005
27 listopada 2007"Pętla Drawska" 11-12 czerwca 2005
29 listopada 2007Relacja z Pucharu Polski w Maratonach Szosowych – etap w Kłodzku
Jakoże moje poprzednie dwie relacje były dłuuuuugie, postanowiłem, że ta będzie ,,troszkę” krótsza. No cóz, Bzykacze wyjeźdzają na kolejną walkę a przy okazji postanawiają odpocząć na południu Polski. Kotlina Kłodzka i ,,Klasyk Kłodzki” to nasz kolejny cel.
Długo się nie zastanawialiśmy nad tym maratonem, padło hasło i jedziemy. Formularz na początek, potem nocleg (dzięki Bączek za nocleg), transport, oczywiście pociąg (jeszcze raz dzięki Marek), wpisowe i możemy jechać. Standardowo, jak przed każdym maratonem, robimy u mnie przegląd naszych bików, dogadujemy się co zabieramy i……….już możemy jechać. Aha, mała informacja dotycząca sładu: Marek Bąk, Albin Kozakiewicz, Piotr Idzik (na doczepkę, nudzilo mu sięw domu) no i ja.
Można powiedzeć, że pakowalismy się na ten wyjazd przez Gadu- Gadu, konsultowaliśmy w samym momencie pakowania, troche to wyglądało śmiesznie ale przynajmniej wszystko wzięliśmy. Pociąg 06.02, przesiadka w Stargardzie i we Wrocławiu i o 15.20 byliśmy w Bardo, miekscowości położonej 13 km. od Srebrnej Góry. Troche żałowaliśmy, że nikt nie zribił nam zdjęcia jak jechaliśy do samej Srebrnej Góry, widok byl zabójczy. Czterech chłopaków na rowerech z dwoma plecakami: duży na plecach i maly na klatce piersiowej. Dzięki temu, że przyjechaliśmy wcześniej mogliśmy pozwiedzać tą piękną oklice, niezliczeone podjazdy, które pokonywalićmy, góry, które podziwialiśmy i zjazdy które do dziś zapamiętaliśmy.
Te ostanie przyspożyły nam najwięcej atrakcji, bo nie zawsze można u nas na pomorzu rozpędzić się do prędkości 70 km/h (to jest raczej niemożliwe). Ponadto odwiedziliśmy znajomych z Łobza, zrobiliśmy mały wypad do Czech (oczywiście tylko w celach rekreacyjnych:]:] ) Pogoda nie byłą rewelacyjna, ale jakość udalo nam się przetrwać. W piątek wybraliśmy się na odprawę techniczną a w sobote bylismy na nogach juzo 7.30. Oczywiście napięcie rosło cały czas. Tuż przed samym startem zrobiono nam zdjęcie i po 10-cio cekundowym odliczaniu juz byliśmy na trasie. Co tu dyżo pisać……Albo podjazd albo zjazd, żadko się zdażało żebyśmy jechali po płaskim terenie. Styl jazdy był bardzo różny: były momenty kiedy każdy z nas jechał osobno, kiedy jechaliśy w kilkunastoosobowyhm peletonie (było super), kiedy jechalisy tylko we 3 i kiedy dołączył do nas Wojtek ( spoko ziomuś, którego pozdrawiamy). Jak każda trasa ta również posiadała swoje uroki: przepiękne widoki, krajobrazy, stare drzewostany no i te niezapomniane (kilku kilometrowe) podjazdy, które też warto zapamiętać.
Oczywiście na trasie n obyło się bez drobnych problemów: złapałem gume w połowie trasy, ale dzięki pomocy Albina i Marka sprawie się z nim uporaliśmy (thx chlopaki). Każdy z nas może powiedzieć, że był to najcieższy maraton w jakim do tej pory braliśmy udział, ale myśle, że było warto. Ten przejazd dał nam wiele do myślenia, skłonił do jeszcze wytrwalszego trenowania i pokonywania własnych słabości. Każdy z nas przeszedł wielki kryzys na podczas tego przejazdu, ale potrafil sobie z nim poradzić, troche samemu, troche dzięki kolegom i to właśnie przyczyniło się to tego że dojechaliśmy wszyscy cali i zdrowi na metę. PS. A co do pogody…Byla różna, trochę padało, trochę świeciło słońce. Wydaje mi sie, że pogodę można było przyrównać do nawierzchni, raz tak, a raz tak (wtajemniczeni wiedzą o co chodzi).
Autor: RUPERT
tekst ze strony Bzykacze Łobez