Opłata startowa za udział w Klasyku Kłodzkim
2 lipca 2013Forum znów działa
9 lipca 2013Pokonać własne słabości, czyli jak kształtował się Klasyk Kłodzki
Historia Klasyka Kłodzkiego rozpoczęła się od dwójki zapaleńców zauroczonych ideą stworzenia maratonu kolarskiego na Dolnym Śląsku, Anny Włodarczyk i Grzegorza „Gregorego” Grabca. To oni po raz pierwszy, bardzo skromnymi środkami zorganizowali pierwszy szosowy maraton górski Klasyk Kłodzki.
Niewielu już pamięta, że start tamtego maratonu odbywał się spod Kłodzkiego Ratusza. Obiegał dookoła całą Kotlinę Kłodzką, by wrócić do tego pięknego miasta.
Kolejną bazą była Srebrna Góra. W kolejnym roku schedę po nich przejęła dwójka kolejnych zapaleńców Andrzej Smalec oraz Kasia Michalik. Andrzej do dziś jest głównym organizatorem tej imprezy. Mimo wielu chwil zwątpienia jest mózgiem, płucami oraz mięśniami tej pięknej imprezy. Mimo wielu chwil zwątpienia wierzę, że będziemy jeszcze długo mogli cieszyć się tą imprezą.
To on wraz z Kasią przenieśli na stałe bazę maratonu do Zieleńca. Obecna forma Klasyka jest nierozerwalnie kojarzona z tą piękną turystyczną stacją sportową. Zresztą nie tylko maratończycy upodobali sobie to miejsce. Wiele zespołów oraz wielu sportowców z racji wyjątkowego klimatu obiera sobie to miejsce jako bazę treningową.
Trasa
Bardzo silną stroną każdego z Klasyków była niewątpliwie trasa. Jej urozmaicenie a także stopień trudności za każdym razem wymagał od uczestników bardzo dobrego przygotowania fizycznego. Zawsze była kuźnią charakteru.
Pytanie: Ile jeszcze można wytrzymać oraz ból i zmęczenie były zawsze obecne i dobrze znane uczestnikom. Jednak to wszystko zawsze schodziło gdzieś dalej, gdy docierało się wreszcie do mety i nie ważne było, czy nastąpiło to po dwóch, czy dwudziestu godzinach pedałowania.
Podczas poprzednich dziewięciu edycji wstęga trasy zawitała praktycznie do każdej ważniejszej miejscowości Ziemi Kłodzkiej, ukazując jej piękno i wszechobecną, aczkolwiek trudną historię.
To właśnie Klasyk Kłodzki wielu maratończykom pozwolił na odkrycie takich już teraz kultowych przełęczy jak przełęcz Puchaczówka, przełęcz Spalona czy przełęcz Lisia. Przepięknych miejscowości jak Kłodzko, Lądek Zdrój czy Polanica Zdrój. Za każdym razem ukazywał malownicze widoki, pałace, szczyty górskie, zielone doliny.
Co ciekawe we wcześniejszych edycjach trasa nigdy nie była rozgrywana na pętlach, co pozwalało organizatorom na swobodne prowadzenie trasy, zahaczając o wszystkie masywy górskie otaczające Kotlinę. Dopiero w ostatnich trzech edycjach przy współpracy z Czeskimi organizatorami wykrystalizowały się obecne trasy Klasyka Kłodzkiego prowadzone przez Góry Orlickie, Bystrzyckie, a także Masyw Śnieżnika. Charakteryzujące się co wielu maratończyków przyjęło z ulgą dobrymi nawierzchniami.
Klasyk Kłodzki to nie tylko impreza
To przede wszystkim plątanina ludzkich historii i przeżyć. Ciekawe historie można by przytaczać w nieskończoność. Moją ulubioną jest o ludzkiej zaradności i chęci parcia na przód. To tu w trakcie jednej z edycji Klasyka Daniel Śmieja, w jednej z tysiąca dziur, które były na trasie, złamał przedni widelec w swoim rowerze. Nie załamując rąk znalazł w pobliskiej wiosce gospodarza, który zespawał mu złamany widelec i Daniel dokończył szczęśliwie maraton.
To tu nawiązywały się wieloletnie przyjaźnie pomiędzy uczestnikami. A czasami nawet całymi rodzinami tychże uczestników. To zawsze było miejsce spotkań. Tu bardzo cennym darem zawsze była pomoc innemu w trudnej chwili. Walka z trasą a także z samym sobą to tylko składowe, czasami najmniej istotne w całej zabawie.
Tu zawsze najważniejszy był człowiek. To tu nauczyłem się, że dobry uczynek wróci do Ciebie w najmniej spodziewanym momencie.
Chciałbym w tym miejscu wspomnieć kilku z uczestników, których już z nami nie ma. A wryli się w naszą pamięć i pozostawili coś po sobie. Olek Czapnik, Bernard Gubała, Robert 'dr Bob’ czy też Janek Ferdyn.
Każdego z nich znaliśmy, ścigaliśmy się, czasami nawet wygrywaliśmy z nimi. To między innymi oni swoimi osobowościami ubarwiali spotkania po maratonie. Nieśli nam przykład, jak trenować i jak jeździć. Byli dla nas starych uczestników nie tylko kolegami z grupy startowej. Mieli pasję i dzielili się nią z nami. Czasami nią zarażali.
To tu poznałem wielu moich obecnych kolegów i przyjaciół z którymi potem wyruszaliśmy na europejskie wojaże.
Sławek Chalciński – Acerola, Adam Filipek – Adagio, Krzysiek Kamocki, Artur Dudziak, Krzysiek Łańcucki – Klan, Irenka, Małgosia i Asia z Wrocławia…
Czy doskonale wszystkim znany niesamowity Jan Ambroziak, maratończyk wyjątkowy, ikona maratonów szosowych, który często docierał do mety samotnie po dwudziestu godzinach jazdy.
Cała banda Interkolu z Ostrowa i nie ustępująca im ekipa związana z Bike Fun Leszno. Oraz wielu innych ludzi z pasją z Choszczna, Gryfic, Szczecina, Poznania, Trzebnicy a nawet z miejscowości o pięknej nazwie Pokój! Czy też Chocicza :)
Gdyby nie Klasyk, być może nie powstałby nigdy Leszczyński Maraton Rowerowy. Jego współorganizator Artur Dudziak przyznał mi się kiedyś w rozmowie, że chęć organizacji maratonu w Lesznie zakwitła właśnie na Klasyku Kłodzkim.
Myślę, że ilu uczestników, tyle historii zamkniętych w czasie. Każdy z uczestników mógłby napisać niejedno ciekawe opowiadanie, jeśli nie książkę! Na szczęście to historia z wieloma niezapisanymi jeszcze stronami.
Przygoda? Tak. Zabawa? A jakże! Chęć sprawdzenia się? No pewno!
Zresztą każdy powód jest dobry, by wystartować w kolejnej odsłonie tej pięknej imprezy. Dziesiątej! Jubileuszowej!
Piszmy więc razem kolejne historie swoim uczestnictwem i samym sobą.
A sam jubileusz pokazuje, że ciągle nam mało.
Że ciągle jesteśmy głodni tych widoków, wiatru (w plecy), podjazdów z dużymi procentami i wielu innych rzeczy związanych z tą imprezą. Każdy ma w końcu swój własny sposób na Klasyk. Najważniejsze to tam wtedy być i mieć możliwość zmierzenia się z tą imprezą.
Do zobaczenia w zieleńcu 27 lipca!
izsasum
Więcej informacji o Klasyku Kłodzkim i zapisy pod tym linkiem (klik).