Tour de Pologne nocą nie śpi
21 września 2008Tour de Rain
22 września 2008Właśnie wróciłem do domku i podzielę się wrażeniami z maratonu w Swinoujściu.
Jako że mieszkam blisko /77km/ do Swinoujścia wybrałem się w sobotę rano. Wyjechałem z Gryfic ok.6 i oczywiście od razu spojrzenie na temperature..8 stopni brrr ale im bliżej celu tym cieplej i na miejscu już było 12 stopni więc już patrzyłem bardziej optymistycznie a że jeszcze nie jestem do końca zdrowy / przeziębienie / więc byłem pełen obaw.
Na miejscu spotykam kolegów którzy jak ja przyjechali rano. Wpierw rejestracja i póżniej szykowanie rowerku i ubieranie. Z daleka widzę grupkę rowerzystów jadących z promu na start. To nasze koleżanki które jadą w pierwszych grupach. Ale już następna grupka to koledzy którzy startują w następnej kolejności . Od razu czuje zapach maści rozgrzewających.
Startuje o 8.25 w grupie miedzy innymi z Romanem Krupą, Markiem Płuciennikiem , Andrzejem Jaroszonkiem . Od samego początku tępo jak dla mnie spore ale jedziemy większą grupką po zmianach i jest dobrze. Myślę już o podjazdach od samych Miedzyzdrojów , ale co tam. Na podjazdach troszkę zostaje ale na zjazdach staram się dochodzić i sie udaje.
Marek Płóciennik nie szarpie.. inni też ale dwójka z naszej grupy odjeżdża i chwilkę póżniej goni ich Roman i widzę że dojeżdża i już jest ich trójka a my jedziemy bardziej spokojnie. Kończą się podjazdy z których nigdy nie byłem zadowolony / moja waga / i myślę sobie że będzie troszkę spokoju.. wyciągam żelka wciągam go całego popijam napojem i…to mi ratuje skórę….Mija nas ” pociąg” – sami mocarze Tomek Widuchowski , Andrzej Głowacki, Jacek Łyczkowski . i inni .
Widzę że Marek Płóciennik siada na kole więc nie zastanawiam się i ja. No ale jazda nawet na kole za tą elitą maratonu to nie dla mnie na dłuższą metę. Patrzę na licznik 40km/godz…45km/godz…. można wytrzymać schodzi ze zmiany Andrzej-chwilka rozmowy on uśmiechnięty nie poznaje po nim zmęczenia a ja???? Jeszcze tylko przywitanie z Jackiem.. i jak ktoś nie szarpnie grupą.. patrzę na licznik 50-52 km/godz. Jeszcze chwila i brakuje mi powietrza – kaszle / odzywa się niewyleczone przeziębienie/ i odpuszczam.. wystarczy.. po chwili widzę że zostaje też Marek i do Wolina jedziemy razem.
Na punkcie jest wszystko i woda i bułka i banan i nawet gorąca herbata. Jemy bułkę i pijemy herbate i po chwili ruszamy jeszcze z jednym kolegą z naszej grupy. Widzimy też dwójkę dochodzącą do nas więc Marek mówi żeby poczekać i pojedziemy razem. Teraz jedziemy już w pięciu po zmianach i jedzie się dobrze. Po drodze dochodzimy numer 40 i 41 teraz mogę napisać – to rodzina Grzymisławskich – Hieronim i Kasia na rowerach innych. Wcześniej z Markiem dojechaliśmy już raz do nich ale oni nie mieli potrzeby zatrzymywania się na punkcie żywieniowym w Wolinie i pojechali dalej . Zwróciłem uwagę na Kasię.. jechała bardzo szybko i to na twardym przełożeniu.
Jeszcze przed Świnoujściem dojechaliśmy do Irenki Kosińskiej i Beatki z Włocławka -Marek krzyknął by „ siadały na koło „ i chyba tak zrobiły. Nie oglądałem się już tylko do przodu. I wreszcie meta…uff!! krzyczę że koniec . Marek też kończy. Czasy – dla mnie super.. 2,05,33 . jeszcze nigdy tak nie pojechałem.
Moja najszybsza jazda. Jestem trzeci raz na maratonie w Świnoujściu i zawsze mi się tu dobrze jedzie. Ze wszystkich maratonów – Świnoujście ma najlepszy stan techniczny trasy…miodzio.. aż chce się jechać. I po takich zachwytach jak tu nie przyjechać w przyszłym roku do Świnoujścia. Jak zdrowie dopisze na pewno będę.
A Ty Piotrek żałuj że Cię tu nie było.
Marek Gryfice