IMAGIS TOUR po raz czwarty
11 sierpnia 2008REBE NA KK
12 sierpnia 2008Wrażenia po, czyli chyba lepiej być nie mogło
Jako że jestem początkujący to na ten sezon planowałem tylko Trzebnicę, Leszno i Istebną, które zgodnie z planem zaliczyłem. Jednak za namową mego brata, bardziej doświadczonego maratończyka, postanowiłem się wybrać na KK. Jako że zawsze jadę mini a tylko w Istenbej pojechałem mega i był to mój rekord życiowy tu też chciałem jechać mini.
Na KK wybrałem się z bratem i bratową. Brat oczywiście na giga, bratowa mini, więc ja musiałem mega żeby mieć szanse w pucharze rodzinym. Do Zieleńca przyjechaliśmy w piątek pod wieczór i grzecznie udaliśmy się odebrać numerki a następnie na odprawę. Po odrpawie do pokoju kolacyjka, jedno piwko na sen, siusiu, paciorek i spać.
7:00 pobudka i lekka załamka po wyjżeniu za okno. Ale co tam mogło być gorzej, mogło lać a tu tylko zimno i mgła :) Brat startuje 8:21 jeszcze pogoda spoko. Ja mam start 8:54. 8:40 już ubrany gotowy do jazdy wyglądam za okno…. pada. Cholewcia, nie jest dobrze. Udaję się start, od noclegu mam jakieś 150m i co raz mocniej pada.
Na starcie jeszcze się gryzę i zastanawiam czy to ma sens. Wszyscy już gotowi do startu. Podchodzi jakiś koleś i rezygnuje ze startu. Wszyscy sobie z niego żartują, że cienias i …. O nie w tym momencie nie mogłem zrezygnować.
8:54 startujemy, deszcze leje co raz mocniej. Piękny zjazd w dół ale ja powoli bo nic nie widzę a z moimi slickami też nie będę szalał. Leje co raz mocniej. Myślę sobie, że jak do Bystrzycy nie przestanie padać i nie wyjdzie słońce jadę mini. No i jescze licznik szaleje co chwilę nie ma sygnału i ekranik zalany wodą co raz słabiej widać. Ale jest nieźle. Do pierwszego bufetu średnia 28km/h a wcale nie grzałem.
Jakieś 3km przed Bystrzycą suchutko i świeci słońce. Wszystki smar dawno się wypłukał i wszystko skrzypi ale cóż, jedziemy mega. Po drodze jeden kryzys dokładnie w połowie trasy ale jakoś sobie poradziłem. Miło zaskoczony faktem, iż na PK między Lądkiem a Złotym Stokiem panowie mieli olej i mój rowerek już nie wydawał odgłosów jechałem dalej.
Ostatni bufet na mega, chwilę sobie poleżałem, zjadłem 2 drożdżówki uzupełniłem bidon i w drogę. Asfalt…. przepraszam tam nie było asfaltu. Droga do bani. Jestem w Kłodzku, potem droga przez wioski i dojeżdżam do Polanicy. Przegapiłem skręt w lewo ale na moje szczęście ktoś przede mną też. Spotkałem tego pana jak wracał. Na szczęście zdążyłem tylko 200m przejechać. Wróciliśmy, znaleźliśmy skręt i ruru….
Następny odcienk podjazd pod Bobrowniki. Ogólnie spoko choć momentami było ciężko. Wg mapki od szczytu do mety miało być 13km. Na górze powiedziano mi, że do mety jakieś 10km. Myślę se lajcik. Ponieważ mój max to 150km w Istebnej a tu już miałem ponad 160km to jadę lajtowo.
Podjazd do Zieleńca po lajcie, po lajcie i jest meta……
Czas coś około 9:40, nie widzę bo mój licznik ledwo działa i nic nie widać. Grunt, że nabił dystans. Bratowa myknęła mini w 6h. Czekamy jeszcze na brata. Zjadłem posiłek regenracyjny i poszedłem się umyć. Potem jeszcze posiedzieliśmy w Szarotce zjedliśmy kiełbachę, wypiliśmy piwko i spać.
Niedziela rano idę zobaczyć wyniki. Jedyne co mnie interesowało to puchar rodzinny bo ja cienias jestem i zawsze na szarym końcu. Wchodzę do biura a tu karteczka, że wyniki rodzinnego będę dopiero na rozdaniu pucharów. Oki, patrzę na wyniki indywidulane i…. 5 na 8 starujących i 7min straty do 3 miejsca i pudła.
Myśle sobie, że jakbym nie leżał na bufecie, jakbym nie zatrzymyał się w sklepie po parówki….. Idziemy na teletombolę i rodzanie pucharów. Znowu nic nie wylosowałem. Zresztą brat z bratową też. Okazuje się, że wręczają dyplomy od 6 miejsca. Myślę se fajnie dostanę dyplom.
Rozdają moją kategorię M2 mtb mega i…. okazuję się, że była pomyłka, jestem 4. a do pudła tylko 4 minuty straty. I wreszcie moment na który wszyscy czekali. Wszyscy tzn cała moja rodzina która była na rozdaniu czyli jakieś 8 osób. Ogłoszenie wyników pucharu rodzinnego. 3 miejsce… nie my. 2 miejsce…. rodzina Tomczak. Cóz za euforia, cóż za emocje, radość. Tłumy szaleją…. eh rozmażyłem się. Tylko czemu jeden puchar dla nas 3 ???? Ale co tam liczy się, że w kronikach KK będzie zapisane.
Podsumowując. Pojechałem na KK bez jakichkolwiek nadzieji na dobre miejsce, byle dojechać do mety. A wracam do domu z dyplomem za 4 miejsce w kategorii i 2 miejscem w pucharze rodzinnym. Czego więcej oczekiwać, to dopiero mój 5 start w imprezie z cyklu PP. Teraz tylko czekać aż PePe zaktualizuje wyniki generalki :).
Pozdrawiam i do zobaczenia za rok.
chstr