Znamy kalendarz imprez z cyklu PP na rok 2010
30 listopada 2009Konkurs na logo supermaratonów
3 grudnia 2009Jak wiadomo kolarskiej braci orgowie w sobotnie popołudnie podejmowali w Lesznie istotne decyzje dotyczące losów cyklu Pucharu Polski w Szosowych Maratonach Rowerowych, ze szczególnym naciskiem na najbliższą przyszłość.
Dotychczasowe ustalenia regulaminowe nie od dziś budzą mniejsze i większe poruszenie wśród uczestników, którym trudno się zdecydować, czy cykl maratonów to wyścig czy długodystansowa jazda rowerem. Niestety, orgowie nie są w stanie sprostać oczekiwaniom tych, którzy chcieliby bardzo poważnie rywalizować i sprawdzać swoje umiejętności w wyścigach. Pozostajemy więc przy maratonach i preferowaniu pokonywania rowerem setek kilometrów.
Na szczęście imprez odpowiadających ściganckim potrzebom powstaje coraz więcej. Również na naszych stronach będziemy o nich informować, choć szerzej postaramy się pisać o naszym cyklu. Naszym zamiarem jest stworzenie działu popularnie określanego jako FAQ, ale nasze robocze, bardziej przyjazne nazwy to „ABC Maratończyka” tudzież „Niezbędnik Maratończyka”. Każdy zainteresowany – początkujący czy też doświadczony i zaprawiony w maratonowych bojach rowerzysta – będzie miał na podorędziu mini kompendium wiedzy o naszym cyklu.
Zmian czekających stronę jest więcej, ale po cóż zapeszać? Może efekt będzie dla wszystkich miłą niespodzianką? Wytrwale nad tym pracujemy, a wszelkie uwagi mile widziane (tylko nie za dużo naraz, gdyż może to sprawić, że się w sobie zamkniemy!).
Rewolucji nie będzie
Spotkanie orgów nie wniosło do regulaminu rewolucyjnych zmian. Wbrew pozorom ma to szereg dobrych stron. Ważne, by zasady rozgrywania maratonów w naszym cyklu nie zmieniały się każdego roku, bo któż za tym nadąży? Zmieniać warto tylko to, co naprawdę jest uciążliwe.
Przede wszystkim zapanowała zgoda co do tego, że cykl to maratony, a nie wyścigi. Orgowie nie mają wpływu na motywacje, z jakimi uczestnicy przyjeżdżają na poszczególne edycje. Ale założeniem jest zachęcanie jak największej rzeszy ludzi do przesiadania się z aut na dwa kółka i pokonywanie w taki pięknych okolicznościach przyrody, i w tak doborowym, jak maratończycy towarzystwie setek kilometrów.
Po to właśnie wyznacza się poszczególne dystanse tak, by zapewniły jak najwięcej estetyczno-przyrodniczych doznań i wrażeń. Niech z „własnej autopsji” wspomnę chociażby malownicze pejzaże rozciągające się daleko (oj bardzo daleko) od Kołobrzegu czy też cudnej urody trasę Pętli Drawskiej. O widokach górskich przełęczy nawet nie wspomnę.
By trud pokonywania setek kilometrów na dwóch kółkach, przy niejednokrotnie zmiennych i niezależnych od orgów warunkach pogodowych wynagrodzić nadal zwycięzcy poszczególnych kategorii nagradzani będą pucharami, a każdy z maratończyków wywiezie do domu pamiątkowy medal. Mała rzecz, a cieszy.
Kategorie wiekowe pozostają bez zmian, podobnie jak zapis, że nawet jeśli daną kategorię reprezentuje tylko jeden maratończyk, nie dopuszcza się klasyfikowania z inną grupą wiekową. I słusznie. Gnębienie babci w moim wieku zarówno na gruncie pozasportowym, jak i sportowym zakrawa o głęboko zakorzenione wyrachowanie. Tak nie można. To przecież niehumanitarne jest.
Mimo szeroko zakrojonych i miejscami interesujących dyskusji na temat likwidacji podziału na kategorie rowerów zapis ten utrzymano. Nie spuszczajcie jednak, braci kolarska nosów na kwintę. Lepiej w tym czasie pogłaskać rowerek i cieszyć się, że nie zmieniła się także definicja roweru „innego”. Tak, orgowie wiedzą, że nie jest doskonała, ale i tak stanowi ona kompromis między wszystkimi dotychczasowymi propozycjami. Ponadto ułatwia uczestnikowi i orgowi szybkie oraz sprawne zakwalifikowanie roweru do właściwej kategorii. Spodziewajcie się zatem kontroli oponek przed startym na każdej z imprez.
Ważnym argumentem w tych postanowieniach była wyrażona przez orgów opinia, że skoro maratończycy zainwestowali w sprzęt, kupili opony o odpowiednim rozmiarze, przystosowali rower do swoich potrzeb, nie można ich zmuszać każdego roku do ponoszenia kolejnych wydatków. Zwłaszcza, że przecież chodzi o dobrą zabawę. Tego się trzymajmy.
Ponieważ nie przyjęły się rewolucyjne ubiegłoroczne zmiany dotyczące nazewnictwa poszczególnych dystansów orgowie postanowili powrócić do ogólnie przyjętej i stosowanej nomenklatury. W przyszłym sezonie będziemy więc mierzyć się z poczciwymi mini, mega, giga a nawet ultra. „Witajcie z powrotem w domu, chłopaki” – chciałoby się powiedzieć.
Wielkości dystansów nie zmieniły się, z małym wyjątkiem, o którym za chwilę. Jak dotychczas mamy do pokonania trasy od 75, 150, 225 i 400km. Żeby uprościć punktację orgowie zrezygnowali z bonusów punktowych za maratony górskie. Orgowie z naszej jakże przepięknej Polski Południowej, organizujący Klasyk Kłodzki, Klasyk Radkowski, Pętlę Beskidzką i maraton w Karpaczu będą mogli jednak skrócić obowiązujące dystanse o 20%.
Rewelacji nie zabraknie
W górach trudno wytycza się bardzo długie trasy, poza tym każdy wie, ile wysiłku kosztuje przebycie tych wszystkich przełęczy. Podjazdy ciągną się kilometrami, a zjazdy są króciusieńkie (choć jak się jedzie w drugą stronę, to to co było zjazdem robi się podjazdem i się ciągnie… dziwne są prawa fizyki, obowiązujące w terenie górzystym… ). Zatem w górach w sezonie 2010 będą obowiązywały dystanse: od 60, 120 i 180km.
Nie będzie również punktowany dodatkowo dystans powyżej 400km, a więc maraton ultra. To zabawa dla prawdziwych twardzieli. Orgowie są przekonani, że jeśli taki dystans będzie w ofercie któregoś z maratonów, a najbardziej prawdopodobne, że zorganizuje go znów Świnoujście, to chętnych i tak nie zabraknie. Za dystans ultra przewidziano taką ilość punktów, jak za giga.
Do klasyfikacji generalnej zlicza się najlepsze wyniki z 8 spośród 13 w roku 2010 imprez cyklu. W nadchodzącym sezonie nie odbędzie się maraton w Polańczyku. Szkoda, ponieważ impreza się podobała, a małe potknięcia zdarzają się każdemu. W dodatku wszyscy już dawno zapomnieli, że cokolwiek było nie tak. Org z Bieszczad nie powiedział jednak zdecydowanego nie, co oznacza, że nie jest wykluczone, iż kiedyś impreza znów zawita w Pucharze Polski.
Jak mówi przysłowie: „Nie ma jednak tego złego….”. Czuję w moczu, że nadchodzący sezon usatysfakcjonuje kolarskich „górali”, o których nie mogący pozbyć się oponek na brzuchu mawiają, że to chudzielce, chuchra, szkielety i w ogóle cherlawe takie. Zazdrość to jednak straszna rzecz ;)
Osobiście, choć góral ze mnie początkujący już się cieszę na cztery czekające nas wyzwania. Do cyklu dołączył maraton w Karpaczu, organizowany przez zapalonego maratończyka i kolarza-amatora Staszka. Jak sam zeznał – kompletnie oszalał na punkcie dwóch kółek, zaprzedał im ciało i duszę. Swój zapał i niebywałą energię przełoży zapewne na organizację swojej imprezy, więc powiedzieć, że „będzie się działo” to tyle, co nic nie powiedzieć. W każdym razie Staszek na pewno potrzebował będzie wsparcia. Ktokolwiek z okolic Jeleniej Góry lub Karpacza ma chęć, by włączyć się do tej cennej inicjatywy, powinien koniecznie się ze Staszkiem skontaktować. Piszcie, będziemy pośredniczyć.
Zdecydowanie bardziej wyważeni, bo też z wieloletnim doświadczeniem i znający swoją niezaprzeczalną wartość orgowie Klasyka Kłodzkiego, znani pod pseudonimami Kasia i Andrzej również nie zasypiają gruszek w popiele. Energii im nie brakuje. Wtajemniczeni wiedzą, że Klasyk to nie jedyna impreza, którą uszczęśliwiają kolarzy amatorów. W sezonie 2010 postanowili podłechtać miłośników szosy i oprócz kultowego KK szykują na dzień 8 maja Klasyk Radkowski. Robi wrażenie, co? Dwie imprezy koordynowanego przez jednego orga – tego w naszym cyklu jeszcze nie było. Mam nadzieję, iż jest to znak, że cykl się rozwija i to w dobrym kierunku.
Ze stenogramów podsłuchów, jak również bezpośrednich przesłuchań tej diabelnie dynamicznej organizatorskiej pary wynika, że czeka nas w tym roku w okolicach Zieleńca i Radkowa szereg niespodzianek. Świadczy o tym częste używanie podczas zeznań zwrotu: „jak powiesz coś jeszcze, to…”. Niespodzianki to jest to, co maratończycy lubią najbardziej :)
Organizator Pętli Beskidzkiej, znany jako Wiesiek, nie ukrywa swoich zamiarów i jak co roku – idzie w organizacji swojej imprezy bardzo szeroko. Póki co trwają intensywne konsultacje z maratończykami w sprawie ustalenia tras poszczególnych dystansów. Zwłaszcza, że po remoncie jest droga wiodąca przez Kubalonkę. Asfalty cudnej urody, gładkie jak stół to jest to, co obok niespodzianek maratończycy lubią najbardziej.
Łobez. Reaktywacja
Żeby jednak nie było, że tylko południe Polski obsadzone jest maratonami, to warto powitać syna marnotrawnego cyklu, Romka, który postanowił znów zorganizować maraton w Łobzie. Stali bywalcy wiedzą, że stawiennictwo obowiązkowe! Znów będzie z przytupem. Nie szkodzi, że trasy pokrywają się z cudnej urody Pętlą Drawską, organizowaną w Choszcznie. Nie ma to jak pośmigać rowerkiem po tych pięknych terenach. I to dwukrotnie! Osobiście – nie mogę się doczekać!
Nie odbędą się w tym roku Mistrzostwa Polski w Maratonach Szosowych, ale Marek zapewne znów zgotuje nam w Gryficach ciepłe przyjęcie i wywiezie nas gdzieś w nadmorskie rejony. Podobno w koszty maratonu wrzucił już zaklinacza pogody, więc wietrzyska i deszcze na tegorocznym Gryflandzie trzymać się będą od maratończyków z daleka. Smutna to okoliczność powiadomienie, że maratony Gryfland odtąd odbywać się będą in memoriam zmarłego niedawno Tadka Sobkowiaka, który zawsze hojnie wspierał inicjatywę Marka.
Z doniesień naszego wywiadu wynika, że poważne przygotowania do swoich imprez podjęli również orgowie z Kołobrzegu, Gorzowa Wielkopolskiego, Iławy, Leszna, Świnoujścia i Trzebnicy, która podobnie jak w roku ubiegłym rozpocznie maratonowy sezon 2010. Nikogo nie trzeba zapewniać, że będą to imprezy pod znakiem jakości Q, a więc dla wymagających ;) Trenujcie, ćwiczcie, szlifujcie formę, będzie się z czym mierzyć.
Z końcem zimy zapewne zaczną się zapisy. Podobnie jak w latach ubiegłych ustawianie grup startowych pozostaje w gestii organizatora. Szczegółów wypatrujecie na forum. Orgowie informować będą na bieżąco. Mniej więcej jednak wiemy, jaka i gdzie była dotąd praktyka. Rewolucji więc nie będzie.
Być twardym jak maratończyk
Na koniec słowo o zmianie zadeklarowanych w trakcie zapisów dystansów. Dyskusja była krótka, ale treściwa. Orgowie starali się uważnie rozpatrzyć wszystkie przedstawiane na forum argumenty. Doszli jednak do wniosku, że rozróżnienie zwyczajnego cwaniactwa od niedyspozycji czy defektu, na które uczestnik imprezy wpływu nie ma wykracza poza ich możliwości. Poza tym chodzi przede wszystkim o zabawę. Jak to w życiu – jedni będą się przeceniać, inni niedoceniać…
Niech za przykład w sezonie 2010 służy nam odwaga startującej w Lesznie pani, która zapisała się na 80km, ale przed startem zmieniła decyzję i po raz pierwszy w życiu porwała się na 230km. Kto tego roku przyjechał na maraton do Leszna wie, że za jedynego sprzymierzeńca maratończyk miał tylko własną determinację. Na całej trasie deszcz, zimno, niebezpiecznie mokry asfalt i błoto pryskające spod kół wyprzedających nas aut oraz opon rowerów braci po kole. Jak opowiadał Grzesiu, org z Leszna, dzielna niewiasta nie poddała się i choć kilka razy myliła trasę (!!) w takich nieprzyjaznych warunkach twardo jechała do mety, która była ukoronowaniem tych, z jej przygodami, grubo ponad 200km.
Braci kolarska – orgowie życzą Wam dobrej i bezpiecznej zabawy podczas poszczególnych edycji Pucharu Polski w Szosowych Maratonach Rowerowych. Jakby nie było wszyscy jesteśmy jedną rodziną, a tej się nie tylko nie wybiera, ale i najlepiej wychodzi z nią jedynie na zdjęciach. Niemniej jednak pamiętajmy, że: „Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest. Lecz kiedy jej ni ma, samotnyś jak pies”. Do zobaczenia na trasie!
greten