Niespodzianka w Zieleńcu
24 lipca 2007Jeszcze zdjęcia z Istebnej
26 lipca 2007Istebna 2007.REWOR– Wrocław reprezentowało osiem osób. Można bardzo dużo pisać, ale to i tak nie odzwierciedli tego co było. W nocy z piątku na sobotę ulewy i silny wiatr przerywały nam sen.
Nad ranem rozpogodziło się, ale silny wiatr pozostał. Startujemy w strojach pół na pól – góra długa z potówką pod spodem, a dół krótki, lecz nasmarowany parafiną. Start wcześnie – pierwsza grupa z Gosią już o 7.15 a 5min. później Darek i ja, a o 7.20 Lesław, o 7.30 Mieciu nasz śpiewak , o 7.40 Grześ z braćmi Majewskimi oraz członkiem Reworu Rolandem, a grupę zamykała tym razem Irenka o 7.45.
Trasa poprowadzona przez malownicze tereny Beskidu Sądeckiego Wisłę, Szczyrk, Radziochowy, znane z piosenek Golców – Koniaków, Kamesznica i Milówka oraz Ochodzita ze wspaniałą kostką na podjeździe, była świetnie oznaczona przez organizatorów. Jedna runda o długości 91km dawała przewyższenie 1700m. Meta każdego okrążenia usytuowana na szczycie górki pozwoliła organizatorom spokojnie zapisywać ,,finiszujących” z szybkością ~8-11km/h zawodników. Jak na maratony tegoroczne ten uważam za najtrudniejszy. Na zjazdach max. 73km/h, a pod górkę momentami 6-7km/h. Punkty żywieniowe zaopatrzone zostały w reklamówki, w których był zestaw dla każdego – baton, czekoladka, napój Powerade, banan i 1.5l wody niegazowanej. Ciekawe rozwiązanie i dla nikogo nie zabrakło, a każdy z zestawu brał to co było mu potrzebne. Na drugą rundę wyjechało znacznie mniej osób niż się deklarowało, a na trzecią tylko połowa z tych co mieli napisane 273km. Na takiej trasie niestety nie obyło się bez wypadków.
Kalina miał spotkanie z dwoma rowerzyskami stojącymi w poprzek drogi i nie wyrobił ominięcia. Skończyło się wizytą na pogotowiu i powrocie samochodem na bazę i zaliczeniu jednej rundy, ale na szczęście nic się nie stało groźnego, choć kask i rower rozbite dokładnie. Gorzej powiodło się Adamowi, który po wypadnięciu z trasy został odwieziony do szpitala i tam pozostał ze złamanymi żebrami i obojczykiem. Tutaj też kask osłonił głowę!! Wracajcie szybko do zdrowie. Pecha miał nasz Grześ, który złapał kapcia w Szczyrku i z pękniętą oponą nie odważył się jechać dalej i ma zaliczoną jedną rundę. Wyniki osiągnięte w takich warunkach każdemu sprawiły satysfakcję, choć apetyty były trochę większe. Gosia była druga, a Irenka trzecia na dwie rundy, ja w swojej kategorii M5 na trzy rundy byłem trzeci. W open 17-ty na 43-ch, którzy ukończyli najdłuższy dystans. Darek był 5-ty w kat. M5 na dwie rundy.
Zakończenie imprezy było na świeżym powietrzu w niedzielę rano a wręczone pomiątkowe medale wypalone w drewnie każdemu sprawiły radość. Dodatkowe nagrody losowane na zasadach znanych z maratonów PP, dały duży zastrzyk adrenaliny uczestnikom. Po rozlosowaniu cennych kół zastał rozlosowany rower dobrej marki, ale niestety nie wygrał go nikt z naszych. Teraz już tylko przygotowania do Klasyka Kłodzkiego, gdzie powinno nas być znacznie więcej.
Gratuluję zwycięzcom – Krzysztof