IV Gorzowski Maraton Rowerowy z bikeboard.pl
30 sierpnia 2005Relacja z Imagis Tour
6 listopada 2005Świnoujście 03.11.2001 RAJD ROWEROWY WOKÓŁ POLSKI 2001
Wiesław „Wiechor” Rusak
Zima to dla mnie okres planowania i przygotowywania się do kolejnych wypraw turystycznych. Już dużo wcześniej planowałem w tym roku objechać rowerem wokół Polski. Mój pomysł był o tyle nietypowy, że chciałem odwiedzić wszystkie państwa graniczące bezpośrednio z naszym krajem. Zaplanowałem, że przejadę ponad 3000 km. odwiedzając kolejno Niemcy, Czechy, Słowację, Ukrainę, Białoruś, Litwę i Rosję. Jednocześnie chciałem zwiedzić przejścia graniczne na naszej całej granicy. Mam 43 lata, jestem żonaty od 21 lat, mam dwie córki w wieku 19 i 13 lat, Kamilka, jest studentką Uniwersytetu Wrocławskiego a Asia uczennicą drugiej klasy gimnazjum. Jestem oficerem Straży Granicznej w stopniu majora, moje zainteresowania wiążą się z aktywnym spędzaniem czasu wolnego. Uprawiałem w przeszłości amatorsko kilka dyscyplin sportowych a od kilku lat zajmuję się turystyką pieszą, rowerową i kajakową.
Podczas planowania rowerowego rajdu wokół Polski mój były Komendant GPK SG w Świnoujściu, ppłk rezerwy Roman Koczanowski zaproponował mi abym zabrał go ze sobą. Wiedziałem, że Romek od wielu lat jeĽdzi rowerem i nie jest nowicjuszem w tej dziedzinie. W 2000 roku wybrał się rowerem ze Świnoujścia do Wrocławia i dystans 450 km pokonał w dwa dni. Propozycja Romka była dla mnie kłopotliwa ponieważ zdecydowanie preferuję samotne wyprawy tak jak np. w 2000 kiedy to samotnie przepłynąłem kajakiem z Bieszczad do Świnoujścia. Zdecydowałem się jednak jechać razem z nim z kilku powodów. Po pierwsze znałem się z Romkiem od 20 lat z tego 10 ostatnich lat był moim przełożonym. Nie zawsze zgadzałem się z jego poglądami czy decyzjami ale nigdy między nami nie doszło do konfliktu mimo różnic w poglądach. Doskonale wiem, że nie jestem człowiekiem łatwym w kontaktach z innymi ludĽmi. Jednak przede wszystkim charakter Romka, jego sposób bycia i wiele wspólnych zainteresowań sportowych czy też preferencji co do wyższości piwa nad innymi płynami spowodował, że postanowiliśmy jechać razem. Dla Romka miała to być przygoda życia.
Okres przygotowań to przede wszystkim trening na szosie no i przygotowanie sprzętu. Ja zdecydowałem się na kupno nowego roweru Authora Arlain SX, jest to rower trekingowo-crosowy, natomiast Romek zdecydował się na typowy rower szosowy. Rowery to nie wszystko do takiej wyprawy niezbędne były dobre sakwy i wiele innego drobnego sprzętu takiego jak narzędzia, apteczka, komplet map, odpowiednie ubranie no i kask. Od kilku lat staram się propagować jazdę rowerem w kasku, zwłaszcza podczas wszelkiego rodzaju wypraw poza miasto. Termin wyjazdu zaplanowaliśmy na 12 maja. Przed wyjazdem przygotowaliśmy logo naszego rajdu które przyczepiliśmy do rowerów oraz zamówiliśmy koszulki także z naszym logo i imionami.
Start nastąpił 12.05.2001 o godz. 8.30 na ul. Szkolnej gdzie obaj mieszkamy. Podczas startu żegnały nas rodziny i Świnoujscy dziennikarze. Po kilku zdjęciach, pożegnaniu rodziny ruszyliśmy rowerami aby dojechać do Zalewu Szczecińskiego gdzie miał czekać na nas ponton którym mieliśmy zostać przewiezieni do Nowego Warpna. Podczas dojazdu towarzyszył nam na rowerze dziennikarz miejscowej gazety, były kolarz Paweł Dodek. Przepłynięcie Zalewu odbył się sprawnie i zgodnie z planem, o godz. 9.25 z nabrzeża portowego w Nowym Warpnie ruszyliśmy ku nowej przygodzie.
Pierwszy dzień to 164 km odcinek do Czelina nad Odrą. Granicę do Niemiec przekroczyliśmy w Rosówku i zaraz po jej przekroczeniu Romek złapał pierwszą gumę. Pogoda była wspaniała, słońce, brak wiatru, dobre humory wszystko sprzyjało realizacji naszych planów. Do Czelina przyjechaliśmy o 18.15 , po kąpieli i kolacji poszliśmy spać.
Drugi dzień to etap liczący 155 km. który kończył się w Zasiekach. Większość trasy wiodła trasami rowerowymi na terenie Niemiec. Trasy w Niemczech oznakowane znakomicie, nawierzchnia utwardzona w większości asfaltowa, co kilka kilometrów miejsca postojowe przygotowane do zjedzenia posiłku i odpoczynku. Po drodze spotykaliśmy co chwilę pojedynczych rowerzystów lub kilku osobowe grupy. Większość z nich to ludzie w wieku emerytalnym. Piękny to widok jak małżeństwo w wieku około sześćdziesięciu lat jedzie razem na rowerze spędzając tak czas na emeryturze. Ciekawe zdarzenie miał Romek we Frankfurcie. Na jednym ze skrzyżowań zatrzymał się obok niego samochód z Polski i kierowca zapytał się dokąd jedziemy. Romek odpowiedział, że do Świnoujścia na co kierowca z wyraĽną satysfakcją i wyższością tubylca stwierdził że zgubiliśmy drogę bo do Świnoujścia trzeba jechać na północ a my jedziemy w przeciwną stronę na południe. Jakie było zdziwienie kierowcy kiedy Romek odpowiedział, że jest to zgodne z naszymi planami ponieważ dopiero zaczęliśmy nasz rajd i do Świnoujścia jedziemy wokół Polski.
Trzeci dzień to 125 kilometrowy etap z Zasiek do Porajowa. Dla urozmaicenia postanowiliśmy rano z Zasiek przejechać do Niemiec pociągiem do Forst a stamtąd trasą rowerową biegnącą wzdłuż granicy na Nysie Łużyckiej do Zittau a następnie do Porajowa. Trasa rowerowa poprowadzona jest na wale przeciwpowodziowym skąd przez cały czas rozciągają się wspaniałe widoki na Polską jak i Niemiecką stronę. Pogoda nadal była wspaniała, słońce przez cały dzień. Romek w Porajowie przechodził poważny kryzys, brak okrycia głowy i nie smarowane kremem ręce, nogi i twarz spowodowały u niego oparzenia od słońca. W nocy miał temperaturę ale rano postanowił jechać dalej mimo, że przed nami był jeden z najcięższych etapów z Porajowa do Kudowy ponad 170 km. przez Czeskie kopce.
Czwarty dzień to etap z Porajowa skąd wyjechaliśmy kilka minut po 6.00, gdzie tuż po wjechaniu na terytoriom Czech zaczęły się słynne Czeskie kopce. Cała 170 km. droga to praktycznie pod górkę następnie zjazd i znowu pod górę. Pierwsze podjazdy pokazały że Romek będzie miał w tym dniu poważne kłopoty. Większość podjazdów musiał pokonywać idąc i pchając rower ponieważ nie miał sił podjechać na rowerze. Z czasem coraz wyraĽniej widać było że jedzie ostatkami sił, był to efekt oparzeń i temperatury jaka miał dzień przedtem oraz braków sprzętowych. Po około 100 km. przekonałem Romka aby wsiadł do pociągu i podjechał około 50 km. do miejscowości Trutnov i tam poczekał na mnie. Kilka godzin odpoczynku i dobry obiad postawiły Romka na nogi na tyle że bez problemów pojechał dalej do Kudowy Zdrój. Na przejściu granicznym w Kudowie znowu spotkaliśmy niedowiarków co do naszej trasy. Tym razem byli to czescy celnicy, jeden z nich długo nie mógł uwierzyć w możliwość realizacji naszej wyprawy.
Piąty dzień to etap z Kudowy do Konradowa, na szczęście przewidziałem, że po tych czterech dniach będzie potrzebny lżejszy dzień i zaplanowałem tylko 118 km. Etap ten był przyjemny i dość łatwy w porównaniu z poprzednimi. Dzień ten o tyle był specyficzny że 16 maja Straż Graniczna obchodzi swoje święto. Na przejściu granicznym w Głuchołazach trafiliśmy na ognisko które zorganizowała kadra GPK, na które zostaliśmy zaproszeni. Po zjedzeniu pysznego bigosu, kiełbasek z grila i po wypiciu Czeskiego piwa pojechaliśmy na nocleg do strażnicy w Konradowie. Szósty dzień to 144 km. trasa do Cieszyna. Już wieczorem Romek zaproponował inną trasę niż ja zaplanowałem. Romek chciał jechać z Konradowa przez Jindrichov do Krnova i dalej przez Opave do Cieszyna, ja natomiast przez Hermanowice. Różnica w trasie polegała na tym, że ja musiałem wdrapać się na szczyt góry jadąc przez siedem kilometrów cały czas wspinając się, natomiast Romek wybrał drogę bez takiego wzniesienia. Nikomu z nas nie udało się przekonać drugiego i postanowiliśmy jechać według własnych tras. Już w połowie podjazdu żałowałem że nie pojechałem z Romkiem ale to było chwilowe po godzinnym podjeĽdzie udało mi się wdrapać na szczyt góry gdzie czekały mnie dwie nagrody najpierw wspaniała panorama Gór Opawskich a następnie 25 kilometrowy zjazd bez potrzeby pedałowania do miejscowości Mesto – Albrechtice. Około południa spotkaliśmy się z Romkiem w Krnov pozostając przy swoich zdaniach co do słuszności wyboru trasy. W Cieszynie byliśmy po południu gdzie czekali na nas moi przyjaciele Bronek i Janusz. Wspólną kolację w Czeskim Cieszynie spędziliśmy na wspomnieniach z czasów szkoły oficerskiej, ponieważ Bronek i Janusz ukończyli razem ze mną szkołę oficerską.
Kolejny siódmy dzień to etap z Cieszyna do Zakopanego przez Czechy i Słowację. Mimo, że był to najdłuższy z dotychczasowych etapów i liczył 178 km. Romek dał sobie radę znakomicie. Były co prawda miejsca w których musiał podprowadzić rower pod górę ale zaraz potem dojeżdżał do mnie i dalej jechaliśmy razem. Po przekroczeniu granicy do Polski w Chochołowie pierwszy raz pogoda dała się nam we znaki. Ostatnie 20 km. jechaliśmy w ciemnościach, podczas ulewnego deszczu, silnego porywistego wiatru i wyładowań atmosferycznych. Takiego przywitania przez nasze Tatry nie spodziewałem się. Na strażnicy gdzie mieliśmy nocleg dojechaliśmy po 21.00. Pierwszy raz od początku naszej wyprawy Romek nie miał ochoty nawet na jego ulubione piwo.
Kolejny ósmy dzień przywitał nas deszczem, mgłą i zimnem. Na nasze szczęście był to zaplanowany dzień odpoczynku. Pogoda nie pozwoliła nam wjechać na Kasprowy Wierch ani na Gubałówkę. Spędziliśmy go na przepraniu ubrań, drobnych naprawach rowerów i odpoczynku.
Dziewiąty dzień to odcinek z Zakopanego do Słowackiego miasta Plavec skąd pociągiem mieliśmy przejechać do Muszyny gdzie mieliśmy zaplanowany nocleg. Rano przywitała nas znowu ładna słoneczna pogoda, jedynym zmartwieniem była bardzo niska temperatura. Do jazdy założyłem ciepłe rękawiczki i czapkę pod kask ale i to nie pomagało zwłaszcza na zjazdach gdzie zimny wiatr wdzierał się pod ubranie i dawał się nam sporo we znaki. Przejazd przez Czorsztyn a zwłaszcza odcinek po Słowackiej stronie Dunajca dał nam sporo fantastycznych widoków. W jednej z wiosek trafiliśmy na mecz piłkarski między drużynami juniorów. Oglądają mecz zjedliśmy pyszną zupę w wiejskiej karczmie i pojechaliśmy dalej. Na dworzec w Plovec przyjechaliśmy po 15.00 gdzie mieliśmy czekać trzy godziny na pociąg do Muszyny. Po prawie trzech godzinach drzemki na dworcu tuż przed przyjazdem pociągu doszedłem do wniosku, że lepiej będzie jak pojadę dalej i znajdę nocleg w jakimś pensjonacie na terenie Słowacji. Niestety przeliczyłem się i to poważnie. Słowacja to jeszcze nie Czechy czy Polska gdzie w górach w każdej wiosce są miejsca do spania, w żadnej z napotkanych wiosek nie mogłem znaleĽć miejsca do spania. Jadąc ciągle dalej już w ciemnościach dojechałem po północy na przejście w Barwinku gdzie dostałem nocleg w pokoju gościnnym. Ogółem w tym dniu przejechałem 205 km. Romek pozostał w Muszynie i dołączył do mnie w Komańczy.
Chcąc realizować dalej zaplanowaną trasę w dziesiątym dniu zostało mi do pokonania tylko 43 km. do Komańczy, gdzie dotarłem już kilka minut po 14.00. Resztę dnia spędziłem na zwiedzaniu Komańczy i okolic. Podczas zakupów w sklepie spotkałem trzech rowerzystów – ekstrema listów. Jechali z Ustrzyk Dolnych do Piwnicznej wioząc ze sobą w plecakach cały niezbędny sprzęt do przetrwania. Spali nad strumieniami lub na szczytach górskich przy ognisku, poruszali się tylko po ścieżkach górskich nie uznając asfaltu ! Zaimponowali mi ci młodzi ludzie, to się nazywa przygoda!!!
Jedenasty dzień to etap z Komańczy do Ustrzyk Dolnych, trasę 127 km. pokonaliśmy w osiem godzin. Podczas tego etapu mieliśmy jedno spotkanie warte opisania. Na jednym z podjazdów spotkaliśmy dwóch pracowników poczty z Warszawy. W Bieszczady przyjechali samochodem który zostawili w Sanoku i dalej ruszyli rowerami od schroniska do schroniska pokonują dziennie po 30-40 km. Zatrzymaliśmy się i kilkanaście minut rozmawialiśmy o naszej wspólnej pasji jaką są rowery. Niestety ale z Romkiem złamaliśmy jedną z zasad jakie miały nas obowiązywać podczs rajdu tj. zero alkoholu wysoko procentowego. Koledzy już po pierwszych słowach wyciągneli butelczynę i plastikowe szkło i musieliśmy przysłowiowego kielonka wypić.
Dwunasty dzień to wyjazd na Ukrainę, najpierw pociągiem pojechaliśmy z Ustrzyk Dolnych do Chyrów. W pociągu przeszliśmy odprawę paszportową i celną, następnie Polscy funkcjonariusze wyszli z pociągu i weszli pogranicznicy Ukraińscy. Odprawa paszportowa była formalnością, schody zaczęły się na dworcu podczas odprawy celnej. Celnik kazał nam czekać i po chwili zażądał od nas dokumentów na wywóz rowerów z Ukrainy do Polski. Twierdził, że aby wyjechać teraz z Ukrainy naszymi rowerami musimy wypełnić jakieś dokumenty które oczywiście będę kosztowały. Po kilku minutach kłótni z celnikiem przyszedł przełożony celnika i po wysłuchaniu naszych wyjaśnień, podjął decyzję o puszczeniu nas bez żadnych formalności. Wychodząc z biura w którym rozmawialiśmy z celnikiem spytał się go „ ..widziałeś ty takie rowery w naszych sklepach ? Nie, to po co wystawiać jakieś kwity, wiadomo przecież, że musieli nimi wjechać na Ukrainę skoro nie mogli ich kupić w naszych sklepach”. Celnik nie dawał za wygraną i po wyjściu szefa zażądał od nas dwóch butelek piwa. Kiwnęliśmy głowami i postanowiliśmy nie dawać niczego, odebraliśmy rowery które wzbudziły sporą sensacje wśród pracowników kolejowych, celnych, pograniczników i pojechaliśmy wytyczoną trasą. Długo będziemy pamiętać Ukraińskie drogi zbudowane przede wszystkim z kamieni i piasku. Za każdym pojazdem który przejechał obok nas wzbijały się tumany kurzu i pyłu który wdzierał się do ust, nosa i uszów. Mimo tych pierwszych niezbyt ciekawych przeżyć będę wspominał Ukrainę pozytywnie a to przede wszystkim dzięki spotkanym tam ludziom którzy są bardzo życzliwi. Nie spotkaliśmy się z ani jednym przejawem nieprzychylności z strony mieszkańców terenów przygranicznych. Wjeżdżając do Polski w Medyce musieliśmy zapłacić Ukraińskiemu celnikowi 2 zł. Nie wiemy co to była za opłata. Romek nie pozwolił mi na dyskusje tylko zapłacił i pojechaliśmy do Polski. Podczas odprawy celnej ja przeszedłem bez problemów a Romka skontrolowała nasza celniczka. Oczywiście nic nie mieliśmy nawet przysługującej ulgi ponieważ nie palimy oboje a jeżeli chodzi o alkohol to mieliśmy swoje zasady. Oczywiście poza wyjątkiem w Bieszczadach na szosie. Po wjeĽdzie do Polski, Romek oświadczył, że za żadne skarby świata nie pojedzie na Białoruś, Litwę i do Rosji. Etap ten zakończyliśmy w Horyńcu po przejechaniu 130 km.
Trzynasty dzień rajdu to 170 km. etap do Dorohuska. Chcąc jechać tuż przy granicy musieliśmy przejechać 10 km. lasem a następnie 3 km. prowadzić rower po torach między Werchratą a Hrebennym. W Dorohusku byliśmy póĽnym wieczorem, ale w dobrej formie. Po kilku dniach wypracowaliśmy sobie harmonogram dnia. Pobudka wcześnie rano o 6.00 , to pomysł i przyzwyczajenie Romka, wyjazd bez śniadania około 6.30 następnie małe śniadanie około 8.00 śmietana plus pączek lub bułka. Potem około 11.00 gorąca treściwa zupa najlepiej gularzowa, grochowa lub kapuśniak. Po południu o 14.00 druga zupa lub kawałek kiełbasy z bułką. Po przyjeĽdzie na nocleg około 18.00 drugie danie z piwem. Spać kładliśmy się przed 22.00.
Kolejny czternasty etap kończył się w Mielnikach, już po drugiej stronie rzeki Bug. Do rzeki dojechaliśmy o 19.00 wcześnie zadzwoniliśmy do Niemirowa i zamówiliśmy prom przez Bug. Po dojeĽdzie do Bugu w okolicach wioski Gnojono przypłynął prom kursujący przez Bug. Jako mieszkańcy Świnoujścia miasta które jako jedyne w Polsce jest połączone z Polską jedynie dzięki kursowaniu promów mieliśmy pewne wyobrażenie jeżeli chodzi o ten środek lokomocji. Tym razem jednak nasze wyobrażenia nie miały nic wspólnego z tym co zobaczyliśmy. Prom to po prostu sporej wielkości drewniana tratwa która porusza się dzięki wykorzystaniu nurtu rzeki będąc przymocowaną do stalowej liny rozciągniętej od brzegu do brzegu. Obsługujący prom mężczyzna miał roboczą bluzę z napisem TAXI, koszt przewozu 5 zł. od osoby. Nocleg spędziliśmy na strażnicy w Mielnikach po przejechaniu 186 km.
Piętnasty dzień to etap do przez Puszczę Białowieską do Krynek. Etap trudny i wymagający sporego wysiłku i to nie tylko ze względu na długość 159 km ale także z uwagi na drogi. Po przejechaniu szosy z Białegostoku do Wołkowyska musieliśmy przejechać 20 km leśną piaszczystą drogą a następnie ostatnie 5 km . pchać rowery ponieważ po takich piaskach nawet mój rower nie dawał szans na jazdę. Nagrodą w Krynkach było najtańsze piwo jakie spotkaliśmy w Polsce. Butelka 0.5 litra kosztowała 1.79 zł.
Szesnasty dzień to rozstanie z Romkiem który nie dał się przekonać i nie zgodził się na wyjazd na teren Białorusi i Litwy. Po długiej dyskusji postanowiłem kontynuować zaplanowaną trasę, natomiast Romek pojechał wzdłuż granicy do Rutki Tartak Dalej przez Kętrzyn, Braniewo, Kościerzynę aby w dwudziestym pierwszym dniu dojechać do Świnoujścia. Ustaliliśmy, że powinienem dogonić Romka przed Świnoujściem w ostatnim dniu rajdu. Rano ruszyłem na przejście graniczne w KuĽnicy Białostockiej, już nasz funkcjonariusz podniósł mi ciśnienie stwierdzając, że rowerem nie wpuszczą mnie Białorusini. Nie przedstawiłem się, że jestem funkcjonariuszem SG i postanowiłem spróbować przejechać granicę rowerem. Dyskusje i pertraktacje z Białoruskimi pogranicznikami trwały prawie godzinę. Co kilka minut przychodził starszy stopniem i po wysłuchaniu mojej prośby, że jadę dookoła Polski, że mam już ponad 2300 km, że chcę zobaczyć ich piękny kraj, otrzymywałem tą samą odpowiedz ” to jest nie możliwe”. Dopiero po godzinie przyszedł Komendant przejścia człowiek bardzo młody, kulturalny, miał sylwetkę sportowca po wysłuchaniu mnie podjął decyzję, że mogę jechać ale pod jednym warunkiem. Wszędzie na terenie Białorusi miałem mówić, że wjechałem do nich samochodem a następnie przesiadłem się na rower. Pierwsze duże miasto przez które przejeżdżałem to Grodno o którym dużo słyszałem i byłem ciekawy jak wygląda rzycie w mieście. Po dojechaniu do centrum miasta wjechałem na największy plac nad którym górował ogromny pomnik „wodza rewolucji” Włodzimierza Lenina. Nie odmówiłem sobie przyjemności i zrobiłem sobie zdjęcie na jego tle. Zachowanie normalnych ludzi znowu zadziwiło mnie a jednocześnie mocno podbudowało. Ludzie są bardzo życzliwi i serdeczni. Pytając się o drogę starali się dokładnie mi ją wytłumaczyć kończąc pozdrowieniami i życzeniami szczęścia i pomyślności. Przekroczenie granicy na Litwę to nowe problemy z pogranicznikami Białoruskimi. Najpierw musiałem wytłumaczyć jak wjechałem do Białorusi, pamiętając instrukcje otrzymane w KuĽnicy powiedziałem, że samochodem. Niestety, ale pogranicznikowi to nie wystarczyło i żądał wyjaśnień gdzie jest samochód, jaki kolega mnie wwiózł czy był to Białorusin, skąd jestem i dlaczego jadę na Litwę. Dopiero po kilkunastu minutach zostałem odprawiony. Mając takie doświadczenia z przekraczania granicy już w myślach widziałem odprawę na Litwie. Nie były to jednak wyobrażenia w jasnych kolorach. Przygotowany na najgorsze podjechałem do Litewskiej odprawy paszportowej. W budce pogranicznika zauważyłem nowoczesne czytniki do paszportów, komputery, schludnie ubranego młodego mężczyznę który bez zbędnych pytań odprawił mnie i zawołał celnika który po zadaniu mi kilku rutynowych pytań zezwolił mi na wjazd na terytorium Litwy. Do Polski wjechałem przez Ogrodniki i była to jedyna odprawa na granicy bez żadnych problemów. Po wjechaniu do kraju postanowiłem pojechać do Ełku i odwiedzić rodzinę. Chcąc w tym dniu zrobić jak najwięcej kilometrów jechałem do godziny 22.00 przejeżdżając w tym dniu 223 km.
Siedemnasty dzień to etap do Ełku tylko 66 km. Wyjechałem rano i już o 11.00 byłem w Ełku, tam wyprałem wszystkie ubrania kolarskie i odwiedziłem całą rodzinę. Oddałem rower do przeglądu w serwisie gdzie wyczyszczono mi łańcuch i naoliwiono. Następny osiemnasty dzień to 104 km. do Kętrzyna przez Straduny i Szczecinowo gdzie mieszka moja rodzina u wszystkich byłem po kilka minut przekazałem pozdrowienia od rodziców i mojej małżonki i pojechałem dalej. W Kętrzynie byłem 17.00, nocleg w Centrum Szkolenia SG. Kolacja i piwo wraz z moim przyjacielem Andrzejem wielkim propagatorem turystyki, przewodnikiem PTTK. Rano jeszcze jedna krótka rozmowa z Andrzejem i wyjazd do Braniewa. Etap ciekawy choćby z uwagi na plan wjazdu na teren Rosji przez przejście w Gronowie. Pierwsza rozmowa z naszym funkcjonariuszem SG potwierdziła moje obawy. Według niego od 15 lat nikt nie przekroczył granicy na rowerze, mimo to postanowił mi pomóc. Podszedł kilka metrów w stronę granicy i zawołał pogranicznika Rosyjskiego z którym zgodnie z przepisami rozmawiał stojąc po naszej stronie granicy a Rosyjski pogranicznik po swojej stronie. Dopiero gdy przedstawiłem się że jestem oficerem SG skontaktował się z kimś starszym i pozwolono mi wjechać rowerem do Rosji. Po przekroczeniu granicy zobaczyłem to co można przeczytać w naszej prasie o tym przejściu. Kolejka samochodów oczekujących na wyjazd z Rosji ciągnęła się na odległość 3-4 kilometrów. Wszyscy kierowcy i pasażerowie wyposażeni w śrubokręty i klucze rozkręcał swoje samochody i ukrywała w nich papierosy i alkohol. Nikt nie krępował się nikogo i nikt nie bał się że ktoś to widzi ponieważ wszyscy stojący tam ludzie to po prostu przemytnicy którzy z tego żyją. Po zwiedzeniu pierwszej napotkanej miejscowości Mamonowa wróciłem do Polski, zresztą nie bez problemów. Kiedy zbliżałem się do pierwszej bramy usłyszałem syrenę i zobaczyłem zamkniętą bramę. Stojący żołnierz powiedział że nikt nie może teraz przekroczyć granicy ponieważ zadziałał system kontroli granicy. Po kilkunastu minutach syrena przestała wyć i zezwolono na przekroczenie granicy. Noc spędziłem w Braniewie po przejechaniu 154 km. Dowiedziałem się że zgodnie z planami Romek wyjechał z Braniewa dzień wcześnie.
Dwudziesty dzień rajdu to najdłuższy mój etap. Założyłem, że będę jechał tak długo jak będą pozwalały mi siły. Trasa wiodła przez Frombork, Elbląg, Malbork, Kościerzynę, Bytów, Sławno do Malechowa gdzie spędziłem nocleg po przejechaniu 261 km. Etap ten nazwałem etapem walki z dystansem, wiatrem i własnymi słabościami. Jedynym pocieszeniem była świadomość, że do Świnoujścia zostało tak niewiele. No i wreszcie ostatni dzień rajdu, do Świnoujścia zostało mi tylko 193 km. Wyjechałem o 5.00 rano utrzymując przez cały czas średnią prędkość 20 km/godz. Miłą niespodziankę sprawił mi Paweł Dodek, dziennikarz lokalnego tygodnika „Wyspiarza”, który wyjechał rowerem do Kołczewa gdzie spotkaliśmy się i już razem dojechaliśmy o godz.15.00 do Świnoujścia. Niestety ale Romek nie dodzwonił się do mnie i nie zgraliśmy naszego przyjazdu. Okazało się że Romek pojechał z Koszalina przez Karlino, Płoty i Wolin a ja zdecydowałem się jechać nad morzem przez Kołobrzeg, Trzebiatów i Dziwnów. Ostatecznie Romek dojechał około 18.00. Po przepłynięciu promem czekała na mnie ekipa lokalnej telewizji której udzieliłem pierwszego wywiadu. Potem było ich jeszcze kilka dla Głosu Szczecińskiego, Kuriera Szczecińskiego, Gazety Wyborczej, Nowego Wyspiarza i Wyspiarza.
Pierwsze kroki zrobiłem do domu rodziców przywitać się z nimi potem oczywiście do domu w którym czekały moje wspaniałe dziewczyny żona i dwie córki. W tym miejscu chyba powinienem napisać kilka słów o mojej żonie Barbarze. Zawsze określam ją jednym zdaniem które odzwierciedla mój stosunek do niej „…jest to jedyna kobieta na świecie która jest w stanie wytrzymać ze mną”.
Nasza przygoda trwała 21 dni podczas których przejechaliśmy 3075 km. Odwiedziłem wszystkich naszych sąsiadów tj. Niemcy, Czechy, Słowację, Ukrainę, Białoruś, Litwę i Rosję. W sumie przeszedłem przez 48 odpraw paszportowych. Wiele z nich pozostanie mi na długo w pamięci. Spotkałem wielu życzliwych i wspaniałych ludzi zwłaszcza na Ukrainie i Białorusi nie licząc oczywiście pograniczników i celników. Jadąc wielokrotnie przez dziesięć i więcej godzin dziennie miałem czasu na wymyślaniu kolejnych wypraw. Najbardziej podoba mi się pomysł objechania rowerem Morza Bałtyckiego lub też rozpocząć objazd Europy. Co ostatecznie zrobię w przyszłym roku w tej chwili jeszcze nie wiem ale jest jedno pewne gdzieś pojadę a gdzie to mniej istotne. Mam też kilka innych pomysłów związanych już z turystyką kajakową i pieszą.
Wiesław RUSAK
tel. 0601891616
rusak@uznam.net.pl
Jest 30.09.2005 roku. Od 2001 sporo się zmieniło w moim, życiu. Starsza córka Kamilka w sierpniu wyszła za mąż. Ja jestem już na emeryturze i pracuję jako instruktor sportowy w Młodzieżowym Domu Kultury w Świnoujściu. Od 2001 roku organizuję wiele imprez sportowych. Część z nich jest na stronie www.orzelbielik.pl Organizuje między innymi supermarton rowerowy dookoła Zalewu Szczecińskiego, maraton MTB czy czasówkę.
I SPRZĘT ROWEROWY1)ROWER AUTHOR ARLAIN SX
2)OŚWIETLENIE PRZEDNIE HALOGEN
3)OŚWIETLENIE PRZEDNIE BIAŁE MIGAJĄCE
4)OŚWIETLENIE TYLNIE MIGAJĄCE
5)ODBLASKI NA SAKWY I ROWER BRAK ALE JEST TO WAŻNE
6)LICZNIK
7)DZWONEK
8)KOSZYK NA BIDON
9)BIDON O POJEMNOŚCI 1 LITRA
10)BAGAŻNIK
11)NALEPKA PL
12)SAKWA TYLNIA
13)SAKWA NA KIEROWNICĘ
14)SAKWA POD RAMĘ
15)POMPKA
16)NARZĘDZIA
-klucz mały szwedzki
-zestaw śrubokrętów , kluczy, łyżki do opon
-śrubki
-klej kropelka
-łatki
-zapasowa dętka
-smar z teflonem
-linka do hamulców
-linka do biegów
-rękawiczki robocze
17)APTECZKA
-opatrunek osobisty
-bandaż szeroki
-bandaż cienki
-bandaż elastyczny
-zestaw plastrów
-woda utleniona
-aspiryna
-panadol
-polopiryna
-zestaw witamin
-rękawiczki
18) MAPNIK
19) ORTALIONY NA SAKWY PRZEDNIA I TYLNIA
II UBRANIE ROWEROWE
1)KASK
2)OKULARY SŁONECZNE
3)OKULARY NOCNE
4)RĘKAWICZKI BEZ PALCÓW
5)RĘKAWICZKI Z PALCAMI
6)PODKOSZULEK ALPINUS
7)KOSZULKA ROWEROWA
10)RĘKAWNIKI
11)SLIPY ALPINUS
12)SPODENKI KOLARSKIE
13)SPODNIE POLAR 100 ZSÓWAŁY SIĘ Z TYŁKA
14)SKARPETKI ROWEROWE CZARNO-SZARE 2 SZT.
15)BUTY SPD
16)KURTKA ADHARA
17)KURTKA ORTALION
18)PELERYNA POWINNA BYĆ TROCHĘ DŁUŻSZA
19)CZAPKA POD KASK
III POZOSTAŁE UBRANIE
1)BLUZA DRESOWA ADIDAS LEPSZY POLAR
2)SPODNIE DRESOWE ADIDASA LEPSZE SPODNIE POLAR
3)PODKOSZULEK T-SCHIRTI HARPAGANA
4)SLIPY SZARE
5)SZORTY ADIDASA
6)PODKOSZULEK CAMPUS
7)SZORTY DO SPANIA
10)SKARPETY CIEPŁE
11)KLAPKI
12)CHUSTKA DO NOSA
IV POZOSTAŁY SPRZĘT
1)TELEFON
2)ŁADOWARKA SAMOCHODOWA
3)APARAT FOTOGRAFICZNY
4)MAŁY STATYW
5)FIMY 2 SZT.
6)NÓZ MYŚLIWSKI
7)KUBEK METALOWY
8)SAKWA NA PRZYBORY TOALETOWE
-mydelniczka
-mydło
-szczoteczka do zębów
-pasta do zębów
-torebki z szamponem 2 szt
-obcinacz do paznokci
-grzebień
-żel do golenia
-maszynka jednorazowa
-woda po goleniu
-krem ochronny
-papier toaletowy
9)ZESTAW MAP
10)ZESTAW OPISÓW TRAS DZIENNYCH
11)RĘCZNIKI 2 SZT
12)NOTES
13)DŁUGOPIS
14)ZAPALNICZKA
15)ŚPIWÓR
16)GUMA DO SAKW
17)SAKWA NA DOKUMENTY
-paszport
-ksero legitymacji SG
-legitymacja PKP
-legitymacja PTTK
-książeczka rowerowa PTTK
-książeczka zdrowia
-karty bankowe
-karta rabatowa PTTK
-ubezpieczenie
-wizytówki
18)ISOSTAR 1 OPAKOWANIE
21)INFORMACJA O WYPRAWIE ZALAMINOWANA NA TYLE ROWERU
22)ŁYŻKO-WIDELEC