Rodzinnie w Choszcznie
16 czerwca 2013Duża Pętla Drawska
18 czerwca 2013Zeszłoroczny maraton w Choszcznie był drugim, na którym przejechałam dystans mega. Nie było zatem innej opcji aniżeli w tym roku również zaliczyć 152 km.
Podobnie jak do Łasku, tak i tutaj wybraliśmy się na jeden dzień. Pierwszy start członków naszej drużyny był o 9:27 więc po godzinie 8 planowaliśmy dojechać na miejsce. I cóż… Był to błąd, gdyż niemiłe Panie w biurze zawodów nie chciały nam wydać numerów startowych, bo „Biuro było czynne do 8:00″…
Było to dla nas niezrozumiałe, bo jakoś nie wierzę w to że jeśli ktoś ma start np. o 11 to specjalnie po 7 będzie się pojawiał tylko po to aby odebrać numer ;/ Niestety wiele osób tego numeru nie dostało i postanowiło udać się w drogę powrotną do domu. Nam jakoś udało się wydusić nasze numerki i udaliśmy się przygotowywać do startu.
Pierwszy metr startu i … horror w oczach – krawężnik. Jakoś nie mam miłych wspomnień z krawężnikami, ale na szczęście oponki całe :) Jako jedna z trzech zawodników LKK Leszno wystartowałam na trasę mega. Do wyboru było Mini – 96 km, Mega – 152 km oraz Giga – 252 km.
Stan dróg na Mega oceniam na bardzo dobry, momentami były jakieś łatki, ale nie stanowiły one żadnego problemu w jeździe. Obsługa punktów żywieniowych niesamowicie miła :) Ledwo człowiek się zatrzymał, a już miał wpychane banany i Snickersy po kieszonkach. Full serwis niemal jak przy zmianie kół na wyścigach Formuły :) Banany, batony, drożdżówki, woda, kawa, herbata – dosłownie co by się nie chciało.
Osobiście Snickersa poświęciłam rzucając go po drodze chłopcu (na oko może ze 4 lata miał), który dzielnie kibicował. Jego radość – bezcenna :)
Większość trasy przejechałam sama. Dopiero po 2/3 drogi dojechała do mnie reszta naszej drużyny. Niestety po kilkunastu kilometrach kazałam im jechać beze mnie. Za bardzo wzięłam sobie do serca fakt, że za mało jem i od ilości spożytych żeli i batonów energetycznych zaczął mnie boleć brzuch. Z okropnym bólem jakoś dowlokłam się do końca.
Z informacji naszej klubowej 4, która startowała na dystansie Mini – trasa dobra, dobrze oznaczona. Punkty żywieniowe i okoliczne sklepy :) również dobrze wyposażone.
Niestety chyba zaczęła panować nowa moda na pozdrowienia. Wszyscy kojarzą Pana Janka Amboziaka, który wszystkim po drodze życzy szczęśliwej drogi. I jest to bardzo miłe. Przeważnie też inni kolarze wyciągną ręke, krzykną „Cześć”, „Witam” – i to jest normalne. Nie do pomyślenia jednakże jest to, że młodzież jednego z klubów – kategorie K1 i M1, do swojej rywalki krzyczy „Teraz Ci pokażę, zniszczę Cię”. To akurat miłe nie jest, i śmiem stwierdzić nawet że jest to niesportowe zachowanie, gdzie normalnie groziłaby za to dyskwalifikacja.
Tak jak i rok wcześniej, tak tym razem organizatorzy postarali się jeśli chodzi o obiad. Pyszna zupa pomidorowa, ziemniaczki, ogórki, kotlecik. Taki obiadek to jest coś :) Później czekał na nas grill nad pobliskim jeziorem.
Dekoracja przebiegła sprawnie. Każdy dystans otrzymał inny puchar za najlepsze trzy miejsca w danej kategorii. Oprócz tego wszyscy uczestnicy wyścigu dostali ceramiczny medal w kształce kolarza i dyplom ze swoim osiągnięciem.
Mimo tych kilku negatywnych przemyśleń, maraton oceniam bardzo dobrze. Choszczno z pewnością nie raz pozostanie przez nas odwiedzone. Warto przyjechać na ten maraton, poczuć tą atmosferę, popodziwiać widoki. Tych którzy jeszcze tam nie byli zapraszam za rok :)
A i dziękujemy za miły pakiet startowy w formie koszulki i kubka termicznego :)
Sandra Przybylak
Źródło: SzosaRider.blogspot.com – Blog Rowerowy Sandry Przybylak (klik)