Generalka po Klasyku Kłodzkim
25 sierpnia 2008Startuje program turystyczny 'Przyjazny rowerom'
27 sierpnia 2008To już jubileuszowy – dziesiąty – maraton w tym roku. Po liście startowej widać koncentrację, ponad 250 osób, a przecież brakuje tych co pojechali na Imagis. Z Wrocławia moim samochodem jedziemy w trzy osoby. Zasilił nas Pepe, dojeżdżając z Gliwic swoim autkiem.
Wyjazd o 9.30 i jesteśmy w Gorzowie w schronisku młodzieżowym około 14.30. Całkiem spokojna podróż , ale schronisko otwarte od godz. 16-tej, więc odjazd do Wojcieszyc na rejestrację, lecz wcześniej pyszny obiad w Kłodawie. Rejestracja spokojna jeszcze nie ma tłoku więc rozeznanie bazy, krótki spacer i pierwsze rozmowy ze znajomymi i powrót na nocleg do Gorzowa. W schronisku jest już Roland więc wspólnie szykujemy się do jutrzejszego maratonu i do snu.
W nocy przechodzą nad okolicą dwie lub trzy ulewy, poranek zachmurzony, a i prognozy na ten dzień też nie są obiecujące. Cóż mamy robić? Jedziemy na start i na miejscu jest trochę lepiej. NIE PADA! Startuję dzięki pani Ani w drugiej grupie dość mocnej. Przed nami Panie – Beata, Irenka i Gosia – Jasiu Ambroziak, kontuzjowany Heniu, Sympatyczny Andrzej z Kołobrzegu, Sławek z Łasku, gadułka Jasiu i inni tez sympatyczni. :lol:
W naszej grupie są: mistrzu Andrzej, Remik ze Świdnicy, Adaś z Drawska, Janek od koników, Pepe od klasyfikacji, Mirek z Kętów, kilu innych sympatycznych partnerów na innych rowerach i ja – Klan. Minutę przed startem na naszą prośbę p. Ania dorzuca nam Jacka z Pyskowic, który z dalszej grupy nie miałby szans osiągnąć dobry wynik. Już pierwsze metry wyłoniły siódemkę, która w lekko zmienionym składzie dojechała do mety.
Zaraz za startem zostaje Remik – pech, guma – po wymianie po kilku minutach druga i … drut w oponie. Zmiana decyzji i jazda na Mega, dystans w ramach relaksu po lekkim stresie. Na 16-tym km Mirek łapie kapcia i jest nas sześciu, ale nie na długo. Doganiamy grupę prowadzoną ślicznie przez Jasia i Jacka ( podobno panie cały czas się woziły, tak szarmanccy byli panowie) i wzmacnia nas Krzyś z Leszna. Można powiedzieć, że jazda jest monotonna, gdyby nie Orgowie, którzy zafundowali nam Camel Trophy, na odcinku kilku km w rejonie Lubianki. Błoto z tego odcinka czyszczę jeszcze dziś rozbierając i składając poszczególne elementy mojego rumaka, a stroje nawet po drugim praniu są pięknego szarego koloru. :evil:
Ale nic to, to przecież dla zdrowia. :razz:
Na pierwszym PK+Ż jedziemy dalej, dopiero w Wojcieszycach lekkie tankowanie i dalej. Deszcz, który miejscami był ulewny uspokoił się i nieśmiało zaczęło wygladać słońce i im bliżej mety tym było ładniej. Na odcinku ,,wspólnym” mamy nad drugą goniącą nas grupą przewagę około siedmiu minut. Więc przyspiesza Andrzej a z nim cała nasza grupa. W goniącej grupie prym wiodą dwaj Andrzeje, Rolad i Paweł. I tak turlamy się aż do 190 – 200 km, tam za Sulęcinem na pagórkach traci oddech Adam, a zaraz po nim zostaje Krzysztof z Leszna – odkręcona korba! Znów pech eliminuje następnego zawodnika. Jest nas pięciu przez następne dwadzieścia km i znów jedziemy zgodnie uważając na koła przed nami. Już przed Santokiem Andrzej z Jasiem rozpoczęli harce próbując rozerwać i tak małą już grupkę. Pęka Jacek, a na górce w Santoku ja też przestaję się liczyć w walce o zwycięstwo. :mrgreen:
Na mecie kolejność do przewidzenia – Łebski Andrzej, Jan Olimpijczyk i Jacek Szerszeń. Udało mi się dojechać z 4-ro min. stratą na czwartej pozycji, chwilę potem Jacek i Krzysztof razem z Adamem, już z 20-to min stratą.
I znów uważam, że dobór grupy przez Orgów ma zasadnicze znaczenie dla osiągnięcia dobrego wyniku i pod koniec PP grupy powinny być ustalane nie przypadkowo lecz forujące tych co walczą o jak najwyższą pozycję. :!:
W podsumowaniu wyrażam słowa podziwu za organizację tego maratonu, wszystko było jak należy. Jedzono na trasie i na mecie pachnące i apetyczne. Napój zdrowotny w ilości zadawalającej każdego wielbiciela roweru, trasa oznaczona b. dobrze.
Nie – muszę się czegoś przyczepić! Nie powinno padać i nie powinno być błota w rejonie piaskowni!
Droga powrotna już w strugach deszczu aż do Wrocławia. Ja prowadzę samochód, Irenka z tyłu śpi, a zgadnijcie co robi Pepe? Tak, ON wklepuje całą drogę wyniki w laptopa, poprawia nazwiska, uzupełnia dystanse, ustala inne szczegóły po to, abyście mogli rano otworzyć komputer i mieć świeżutkie wyniki i klasyfikacje. Chwała mu za to!!
No i na zakończenie miła wiadomość: już tylko Iława i Świnoujście, i będzie można odpocząć.
Pozdrawiam wszystkich ,,zakręconych”.
Krzysztof – Klan