Generalka i ranking po Lesznie
18 czerwca 2008Wyniki po Choszcznie
18 czerwca 2008
Dlaczego te maratony są tak daleko od domu? Tym razem zdecydowałem się jechać pociągiem licząc na odpoczynek w trakcie jazdy.
Połączenie całkiem dobre – wyjazd z Wrocławia o 11.30, a przyjazd do Kołobrzegu o godz. 18.30. Już na dworcu na peronie spotykamy ( razem z Irenką ) Zdzicha z Agnieszką, Grzesia z Dagmarą oraz Krzysia II i jest nas już siedmioro, potem dosiada się jeszcze Staszek, też z Agnieszką i taką wesołą bandą szczęśliwie dojeżdżamy do celu.
Z dworca udajemy się do bazy maratonu, gdzie spotykamy uśmiechnięte buźki organizatorów i szybko załatwiamy formalności. Część z nas ma nocleg w Internacie szkół morskich, a część na prywatnych kwaterach, więc udajemy się na odpoczynek i spotkanie z morzem. Rano, zgodnie z prognozą, pogoda słoneczna – całkowite przeciwieństwo do zeszłego roku. Po uroczystym przejeździe ulicami Kołobrzegu w luźnym spacerowym szyku, rozpoczyna się start.
Dobrze zabezpieczona przez miejscową policję trasa na terenie miasta pozwala bezpiecznie wyjechać poza teren zabudowany. Startujemy co dwie minuty po 10 osób, więc dość szybko wszyscy są na trasie. Nasze M5 startuje od 9.12 do 9.16 oczywiście tak jak podawał Andrzej, najpierw ci co na 264km, potem dystanse krótsze. Jestem w bardzo dobrej grupie razem z Jankiem, z Kaliną, Andrzejem, Markiem z Szerszeni, Zbyszkiem, Manuelem i innymi. Już na wylocie z miasta jest nas siedmiu – potem dość szybko pod górką ubywa jeszcze kilku i zostaje nas czterech. Jestem zadowolony z jazdy, pracujemy równo i co dziwne co chwilę mijamy jakąś grupę.
Czy my jedziemy szybko czy inni wolno nie wiem, ale na pierwszym p-kcie mamy czas około 2-ch godzin, a za nami 80km. Na 12-tym km widzę na poboczu znajomą sylwetkę Irenki, zwalniam i pytam Co? Słyszę – jedź dalej opona strzeliła – . Jak pech to pech, trudno – dochodzę swoich i dalej przed siebie, nic nie mogę pomóc, nikt z nas nie wozi opony na zapasie. Przed PK na rozjeździe tras na 155km i 264km zgłaszam kolegom, z którymi jadę, chęć napełnienia bidonu i zabranie czegoś do jedzenia i razem z Jankiem się zatrzymujemy, a w czasie naszego postoju Kalina i Andrzej spokojnie odjeżdżają . Nawet nie próbuję gonić, nie ma sensu. Jadę sam i doganiam na setnym km -45Grzesia i -48 Adama, który robi wrażenie lekko ,,zajechanego”. Po krótkiej współpracy z Grzesiem odjeżdżamy od Adama i aż do mety jedziemy razem. Po drodze dogania nas -74 Janek, ale mija nas i jedzie sam, ma inne tempo.
Następnie dochodzi nas dwójka -55 Mirek z Kęt i -133 Jacek z Kołobrzegu. Wspólnie jedziemy przez godzinę i dystans do mety znacznie zmalał. Niestety łapią mnie bóle żołądka i mam kryzys , zostaję – Grześ dzielnie dotrzymuje mi towarzystwa – dzięki. Na mecie satysfakcja – mimo małych niepowodzeń czas bardzo dobry, a i miejsce też. Trasa była świetnie oznakowana, jechaliśmy bez żadnych wahań. Niestety nie powiem tego o drodze – paru sołtysów na wioskach bym zmienił – ta wstrętna kostka! Oznakowanie ostrzegające przed brukiem było za blisko i praktycznie nie było czasu na wyhamowanie, a potem szukanie swojego bidonu wśród wielu innych leżących na tym odcinku. Stan asfaltu też w wielu miejscach dziurawy, ale trasa wybrana po bardzo malowniczej okolicy, przy praktycznie zerowym ruchu samochodowy.
Dzięki Orgowie z Kołobrzegu. Na mecie gorąca zupka i wyniki podawane na bieżąco, pierwsze wrażenia, opinie i rozmowy z kolegami. Widzę Andrzeja – znów ma szlify na nodze, takie małe spotkanie z samochodem osobowym już w mieście. Tym razem młodzież z M2 i M3 wypadła znakomicie, tak powinno być już wcześniej na maratonach. Widać wzięli się do solidnego treningu. Jestem tylko zaskoczony tym, że wśród nas amatorów, są również zawodnicy z licencją. Myślę, że startować oczywiście powinni, ale klasyfikacja powinna być osobna – takie jest moje zdanie. Dojazd do internatu, kąpiel i na ognisko przygotowane przez Orgów.
Tańce hulanki i swawole trwały aż do białego rana. No może lekko przesadziłem, tylko do pierwszej w nocy, bo orkiestra zakończyła granie. Rano od 11-tej dekoracja medalistów i wręczanie pucharków, szybko sprawnie i już koniec! Nasz Grześ z Wrocławia wylosował główną nagrodę – rejs promem po Bałtyku – a jak się cieszył to wszyscy widzieli . Dziękuję jeszcze raz Organizatorom z Kołobrzegu za bardzo miłą atmosferę, organizację i znów za rok chętnie przyjedziemy ,,zdobywać” Kołobrzeg – pozdrawiam Alę, Ulę, Jolę i Gosię, Andrzeja, Grzesia i Jacka od całej wrocławskiej grupy –
Krzysztof – Klan