Maraton Dookoła Polski 2009 r. Szyszka Bogusław
12 października 2009Niedokończona Historia
15 października 2009Dziś rano otrzymałem smutną wiadomość o śmierci Tadeusza Sobkowiaka, przyjaciela, zapalonego miłośnika kolarstwa, które nie tylko czynnie uprawiał, ale i hojnie w Gryficach wspierał.
Wielu z nas jeszcze nie było na tym najlepszym ze światów, kiedy Tadek śmigał po polskich szosach. Ta pasja została w nim na zawsze, a zamiłowanie do aktywnego spędzania czasu sprawiło, że choć ostatnimi laty startował w kategorii M-VI, to żelaznej kondycji pozazdrościć mógł Mu niejeden nastolatek. Nigdy nie „odpuszczał” na treningach i żadna trasa, którą wybieraliśmy w naszych klubowych zmaganiach nie była dla Niego zbyt trudna, zbyt wymagająca, zbyt długa…
W roku 2004 po raz pierwszy wystartował w Gryflandzie, na dystansie 110km, zajmując w swojej kategorii III miejsce z czasem 3:43:00. Doskonale radził sobie także w kolejnych edycjach w latach 2006, 2008 i 2009. W tegorocznych Mistrzostwach Polski Maratończyków w Jeździe Indywidualnej na Czas na dystansie 41km, z czasem 1:15:56 zajął 112 miejsce.
W Klubie Rowerowym GRYFLAND był od początku jego istnienia, jako zawodnik i sponsor. To dzięki zaangażowaniu Tadka uczestnicy organizowanego w Gryficach maratonu mogli korzystać z tanich noclegów i posiłków w hotelu Gryf. Gościł też, nie dalej jak w ubiegłym roku organizatorów Szosowych Maratonów Rowerowych cyklu Pucharu Polski.
Tadka znałem bardzo długo, jak chyba każdy mieszkaniec Gryfic i nie tylko naszej miejscowości. Pamiętam, że kiedy jeszcze kolarstwo nie pasjonowało mnie tak jak teraz, widywałem Go bardzo często, również w zimą, jak biegał czy jeździł rowerem. Nie będę pisał, co wówczas o Nim myślałem. Dokładnie to samo, co myślą o nas wszystkich nie zarażeni cyklozą.
Osobiście miałem okazję poznać Tadka na trasie 2 lata temu i od tego czasu zaczęła się nasza bliższa znajomość, której wspólnym mianownikiem był rower. To z Tadkiem najczęściej wybierałem się na wspólne treningi. Kiedy trenowaliśmy po raz ostatni nie spodziewałem się, że już nigdy więcej nie wyjadę z Nim na trasę. Nie będziemy się ścigać, rozmawiać, dyskutować, komentować kolarskich i nie tylko kolarskich wydarzeń.
Nikt z nas nie spodziewał się Jego nagłego odejścia. Zwłaszcza, że na zawsze zapamiętam Tadka jako człowieka przykładającego do zdrowia ogromną wagę. Był zagorzałym przeciwnikiem alkoholu i papierosów. Zarówno dla mnie, jak i dla pozostałych klubowych koleżanek i kolegów był – i pozostanie – wzorem człowieka o wspaniałej kondycji, co motywowało nas do podnoszenia swojej sprawności fizycznej.
Wraz z Tadkiem umarła jakaś bardzo ważna część każdego z nas.
Marek Zadworny