Zapisy na Jeziorak Tour
13 sierpnia 2011Grupy startowe na Kołobrzeg
18 sierpnia 2011Budzę się po 6:00, wyglądam przez okno – mglisto i drobna mżawka. Jest dosyć zimno. Na strój kolarski zakładam kurteczkę przeciwdeszczową i jadę na start.
Kilkuosobowe grupy ruszają co 2 min, moja o 8:20.
0 km – zaczynamy kilkukilometrowym zjazdem i bez najmniejszych emocji obserwuję jak koledzy oddalają się pędząc w dół po mokrym asfalcie, a po kolejnych zakrętach już ich nie widzę.
11 km – Mostowice, wjeżdżamy do Czech i zaczyna się pierwszy podjazd.
14 km – wyprzedza mnie szybka dwójka z grupy startującej 2 min po mnie.
Na dalszym odcinku podjazdu ja wyprzedzam pojedyncze osoby startujące wcześniej. Długi zjazd po dziurawym asfalcie. Cały czas mży, a widoczność we mgle chwilami tylko 100 m. Kurtka jeszcze nie jest przemoczona ale na podjeździe robi się mokra od środka.
Od czasu do czasu wyprzedzają mnie odważni zjazdowcy, a ja cisnę hamulce i omijam dziury. W Orlyckich Horach robimy jeszcze trzy kilkukilometrowe podjazdy i krótki postój na punkcie żywnościowym. Piękny zjazd do Orlyckich Zahori. Tu odnotowałem największą szybkość 65 km/h, dobrzy zjazdowcy przyznawali się do ponad 80 km/h.
50 km – Mostowice, powrót do Polski i następne kilkadziesiąt km to pagórkowaty teren Kotliny. Już nie mam nic suchego, nawet majtki mokre, a w butach chlupie woda. Od czasu do czasu wyprzedzają mnie 2 – 3 osobowe grupki jadące na średnią trasę.
75 km – Różanka, rozjazd tras MEGA i GIGA. Skręcam w prawo nawet nie myśląc o rezygnacji z długiego dystansu.
Mijają 4 godziny jazdy, a po chwili licznik pokazuje półmetek. Pozostała jeszcze do pokonania trudniejsza część maratonu.
105 km – zbliżam się do Idzikowa i zaczyna się 8 km podjazdu (500 m przewyższenia) na Puchaczówkę. Podjazd początkowo łagodny, potem robi się bardziej stromo. Na szczycie punkt żywnościowy – woda, batony, banany i ruszam w dół. Po kilku minutach zjazdu w mokrym ubraniu robi się co raz bardziej zimno, ale przynajmniej chwilami nie pada i nawet są odcinki suchej drogi.
125 km – Stronie Śląskie i na szczęście (nie wiem, czy to najtrafniejsze określenie) zaczyna się podjazd i będzie cieplej. Robiąc prawie dwudziestokilometrową pętlę trzeba wrócić na Puchaczówkę. Ten sam bufet i znów chwila postoju. Zjeżdżając w dół wracam na deszczowe tereny i zaczynam dygotać z zimna. Do mety jeszcze pół setki.
Za Bystrzycą Kłodzką zaczyna się jazda w górę i jeżeli nie liczyć krótkich zjazdów, tak będzie do mety. Z każdym kilometrem podjazd robi się bardziej
stromy, powoli doganiam kolegę, z którym kilka razy spotykaliśmy się na trasie. Zaczyna się najbardziej stromy podjazd dzisiejszej trasy (Poręba) i kolega zsiada z roweru. Na następnym kilometrze wyprzedzam Heńka prowadzącego rower pod górę. Jadę 7 km/h i łatwo nie jest. Wreszcie szczyt i do mety ostatnie 30 km. Pada mocniej ale teraz to już nie ma znaczenia.
184 km – końcówka ostatniego podjazdu w Zieleńcu, meta, pamiątkowy medal, szybko jakiś ryż z mięsem, herbata i uciekam pod ciepły prysznic.
Podsumowanie:
Trasa
– ze względów techniczno-organizacyjnych kilka dni przed startem skrócona z 200 km do 184 km.
Uczestnicy
– na trasę GIGA wyjechało ok. 70 zawodników, ukończyły 53 osoby.
Wyniki
– czas zwycięzcy 6:21:15
45. Krzysztof Miniewicz 9:05:55
Komplet wyników znajdziecie TUTAJ (klik).
Z mojego pulsometru:
tętno śr. 141; max 182; zużyte 5644 kcal.
Będąc przyzwyczajonym do górskich tras maratonowych przekraczających 200 km, ukończyłem zawody w dobrej formie i z zapasem energii, co wcale nie znaczy, że moim największym marzeniem na mecie były jeszcze 2 godz. jazdy w deszczu.
Krzysztof Miniewicz
Zdjęcie z galerii Romka Zelema.