Puchar Polski w Szosowych Maratonach Rowerowych 2024 | Puchar Polski Maratończyków w Jeździe Indywidualnej na Czas 2024 | Puchar Polski w Maratonie GRAVEL 2024

Rewal
20-21.04.2024

Gryfice
25-26.05.2024

Radowo Małe
22-23.06.2024

Płoty
20-21.07.2024

Choszczno
08.09.2024

Pniewy
21-22.09.2024
Pamiętamy
1 listopada 2009
Trasy etapów RoadPro 2010 wyznaczone
2 listopada 2009
Pamiętamy
1 listopada 2009
Trasy etapów RoadPro 2010 wyznaczone
2 listopada 2009

Jak odbieram rowerowanie

Taki mój krótki tekścik o odczuwaniu jazdy na rowerze.

Metafizyka kręcenia

Czymże jest kręcenie – zadaję sobie to pytanie i staram się na nie odpowiedzieć. Zadaję je sobie, więc w drogę do znalezienia odpowiedzi udaję się sam i zgodnie z własnym upodobaniem.

Droga
Jeżdżenie na rowerze to pokonywanie przestrzeni, przemieszczanie się z punktu A do punktu B (którym zwykle jest A, czyli dom) najczęściej z zaliczeniem kilku międzypunktów, zwykle okolicznych przełęczy. Rowerowanie to droga, przemieszczanie się, ruch, w którym się znajduje tak samo ciało (które przemierza przestrzeń na rowerze) i wszystkie jego części (układ kostno-stawowy, układ wieńcowy itd., które sprawiają, że ciało może się przemieszczać), jak i psychika cyklisty, której jawi się nieustannie nowy i dalszy kawałek szosy, ścieżki czy bezdroża z bliższymi i dalszymi mu elementami (pojazdami, rowami przydrożnymi, domami, drzewami i całym krajobrazem, który w większym bądź mniejszym stopniu przykuwa uwagę). Zdaje się, że ten element, pokonywanie drogi, zmienianie siebie poprzez przemieszczenie się, jest najważniejszym aspektem jazdy na rowerze. W każdym razie takie jest moje zdanie.

Wysiłek
Jazda na rowerze to przede wszystkim wysiłek, przeplatający się także z odpoczynkiem. By pokonać przestrzeń, trzeba wydatkować jakąś ilość uprzednio zgromadzonej w organizmie energii. Innymi słowy, żeby się przejechać na rowerze, trzeba się zmęczyć, pedałując. Wydatek energetyczny jest zależny od charakteru trasy, prędkości i sprzętu, a także pogody i czasu, jaki się poświęca na jazdę. Najbardziej męczące są podjazdy, im bardziej strome, tym bardziej męczące. Ich pokonywanie staje się swoistym misterium, gdy podczas jazdy przemierza się kolejne dziesiątki metrów, ciężko sapiąc i licząc na to, że za kolejnym zakrętem będzie szczyt. Gdy bolą plecy, pot ścieka do oczu, pieką mięśnie nóg, gubi się oddech, a tętno buzuje w mózgu – wtedy czuje się, że się żyje. Wtedy też kształtuje się charakter, gdyż często trzeba nie lada wysiłku woli, by odegnać myśli o tym, by zwolnić czy wręcz zejść z roweru, by odpocząć.

Za włożony w pokonanie góry (lub tylko podjazdu) wysiłek następuje nagroda, jaką zwykle jest zjazd. Jednak i w pokonywanie zjazdów trzeba często włożyć sporo wysiłku. Może nie koniecznie do tego, by się rozpędzić czy utrzymywać maksymalną prędkość, ale przede wszystkim do tego, by wzmóc koncentrację, łączność psychofizyczną, jaka jest konieczna przy pokonywaniu zakrętów, obserwacji pobocza i antycypowaniu ruchów wszystkich tych stworzeń, urządzeń mechanicznych i innych przedmiotów, które znajdują się w pobliżu lub na naszej drodze.

Widoki
Mimo iż bardzo lubię podziwiać zdumiewające i piękne krajobrazy, zabytkową bądź jedynie atrakcyjną wizualnie architekturę, podczas jazdy łapię się na tym, że pozwalam umknąć przeróżnym nie wartym przeoczenia ciekawostkom. Stanu, w jakim znajduję się podczas rowerowania, nie nazywałbym wprawdzie transem, jednak na tyle absorbuje ono moją świadomość, że ta nie dopuszcza do siebie zbyt wiele spoza tego, co jest szosą i jej najbliższym otoczeniem. Niewątpliwie, maksymalna koncentracja na procesie przemieszczania się jest niezbędna, jednak czasami warto przystanąć na kilka chwil, by delektować się urokami świata – co od czasu do czasu i mi się przydarza.

W nieznane
Niezwykle fascynującym i pociągającym elementem jazdy na rowerze jest pokonywanie dziewiczych dla siebie terenów. Z jazdą niepokonywaną dotąd przez siebie drogą wiąże się pewien dreszczyk emocji, podniecenie, które wynika z samego faktu odkrywania czegoś zupełnie nowego. Nawet jeśli to jest tylko kilkukilometrowy wycinek przestrzeni znajdujący się pomiędzy znanymi już szlakami. Bardzo trudno opisać ten stan oczekiwania na to, co będzie dalej, co się pojawi za zakrętem, jaka będzie następna miejscowość, co będzie za lasem, za górką. A przecież możliwości jest bardzo wiele. Jeśli jeszcze dorzucić do tego koncentrację na pilnowaniu właściwej drogi, jeśli się jedzie do jakiegoś określonego celu, cały ten nimb tajemniczości i niepewności sprawia, że łatwo przywołać we wspomnieniach obrazy z podróży nowymi szlakami.

Pokonywanie siebie
Wysiłek, z jakim wiąże się jazda na rowerze, nierzadko bywa wysiłkiem na granicy możliwości. Co najmniej dwojako można te granice wytyczać, tak w dziedzinie pokonywania czasu (najzwyczajniejsze poprawianie rekordów na dłuższym lub krótszym odcinku), jak i w dziedzinie pokonywania przestrzeni (przebycie jak najdłuższej, być może najtrudniejszej trasy jednym ciągiem, czasem po prostu pokonania na dwóch kółkach jakiegoś fragmentu drogi).

Zwykle te granice bywają płynne i udaje się je pokonać, gdy przez systematyczną pracę nad formą polepsza się swoją dyspozycję. Jednak za każdym razem pokonywanie pewnej bariery wiąże się z przełamywaniem zmęczenia czy wręcz bólu. Jest to pokonywanie przede wszystkim granicy, która leży gdzieś w psychice. Zazwyczaj sprowadza się to do wyciszenia wewnętrznego głosu, który – za sprawą ciężkiego oddechu, krańcowego tętna, pieczenia mięśni – podszeptuje: „zwolnij, już nie mogę”. Ten niezwykle upiorny aspekt jazdy na rowerze daje największą satysfakcję. Sprawia, że w duchu uśmiechamy się do siebie, a nawet jeśli nie poprawimy rekordu, to zwykle i tak jesteśmy zadowoleni, bo w końcu daliśmy z siebie wszystko, walczyliśmy.

Rywalizacja
Czynnikiem zdecydowanie wpływającym na żwawsze tempo jazdy jest znajdujący się w pobliżu inny rowerzysta (lub inni rowerzyści). Jeśli jest to osoba o zbliżonych do nas możliwościach kolarskich, to w radykalny sposób potrafi skrócić czas pokonywanego odcinka. Testosteron i adrenalina – niezawodna para motywatorów – sprawiają, że z głębi ustroju napływają do nóg siły, o istnieniu których nie miałoby się pojęcia, a z głowy w równie tajemniczy sposób wyparowują wszelkie myśli mające na celu zmniejszenie ilości wydatkowanych Watów. O tym fenomenie łatwo przychodzi się przekonać również w momentach kryzysu – potencjalny rywal to na niego niezrównany lek.

Misterium drogi
Jazda na rowerze to dla mnie swoiste misterium, w którym uczestniczę z pełnym zaangażowaniem. W jego trakcie pokonywanie – będąc w ciągłym ruchu – kolejnych kilometrów staje się celem samym w sobie. Wtedy rowerowanie jest najpełniejsze: gdy nie służy innym celom, głównie transportowi, a w niektórych przypadkach rowerowej rywalizacji. Choć nawet wówczas nie jest wyzute ze swojej istoty: pokonywania kolejnych kilometrów, kręcąc. Miarowy, rytmiczny ruch ciała, skupiona na nim świadomość, przemierzana przestrzeń – to wszystko składa się na zjawisko z pogranicza transu, zabawy, relaksacji.

Proces ten pochłania energię, czas, myśli, koncentrację, ale daje w zamian świeżość, ucieczkę od zwyczajności, od domowych bądź zawodowych – po prostu życiowych – trosk, problemów czy zwyczajnych spraw. Poprzez wyrwanie z normalności i zwyczajności życia misterium, jakim jest jeżdżenie na rowerze, w pewien sposób daje możliwość kontaktu z Absolutem. Może to zbyt mocno powiedziane, ale na pewien sposób nie skłamię, jeśli stwierdzę, że z wyznania jestem rowerzystą. Rowerzystą Kościoła Szosowego.

10 i 11 październik 2009

Dobry (ba! nawet Bardzo Dobry!) z Bielska-Białej

Facebook