Rower górski czy góralski?
26 lipca 2008Garść wrażeń po IV ŁMR
28 lipca 2008Przejechał 2800 km w 48 dni
Gerd Miller to człowiek, który 9 lat temu miał wylew, w wyniku czego doznał prawostronnego paraliżu ciała. 27 kwietnia br. wybrał się na wycieczkę rowerem z Saksenhausen, aż w nasze strony, w Trzebnicy odwiedził swoich znajomych. Obecnie przebywa u przyjaciół w Sułowie.
Gerd jechał 48 dni, ale jego cała podróż trwała prawie dwa miesiące. Po drodze zwiedzał miejsca w których się zatrzymywał, poznawał nowych ludzi i mile spędzał czas. Jego droga wyniosła razem 2800 km.
– Przed dziewięcioma laty miałem wylew, całą prawą stronę miałem sparaliżowaną. Jestem po operacjach. Teraz jest już zdecydowanie lepiej, mogę poruszyć ręką, nogą. Jak już doszedłem do siebie pomyślałem o tym, żeby kupić sobie rower, którym mógłbym jeździć na zakupy– opowiada Gerd i dodaje: – Na początku mi to wystarczało, ale z czasem stwierdziłem, że to za mało i postanowiłem sprawić sobie większy rower, którym mógłbym się wybrać na przejażdżkę. W pewnym momencie kupiłem rower na trzech kołach i zdecydowałem się na wyjazd do Polski. Postanowiłem zrobić wszystkim niespodziankę i pokazać, że dojadę. Usiadłem nad atlasem i zacząłem zapisywać sobie trasę, którą przejadę, aby dojechać do Polski. Całą trasę dokładnie planowałem, zapisywałem miejscowości przez, które chcę przejechać.
– Przez okrągły rok trenowałem i przygotowywałem się do takiego wyjazdu. Może łatwiej było mi się przygotować, bo kiedyś grałem w piłkę nożną oraz trenowałem – opowiada G. Miller i dodaje: – Jeździłem po 30 km dziennie, a czasam więcej.
Gerd swój wymarzony rower kupił dwa miesiące przed wyjazdem, czyli pod koniec lutego. Koszt takiego roweru to ok. 16 tys. złotych. Swoją podróż rozpoczął 27 kwietnia 2008 roku.
– Czekałem ponad godzinę na wschód słońca. Było to dla mnie bardzo ważne. Po pierwszych 30 km pokonałem pierwsze wzgórze z czego byłem bardzo dumny. Później jechałem przez Alpy. Najczęściej spałem w noclegowniach i na kempingach. Jechałem wzdłuż rzeki Donau, specjalnie wyznaczoną drogą rowerową. – opowiada Gerd i dodaje: – W niektórych miejscach zostawałem na dłużej, poznawałem nowych ludzi. Z Saksenhaussen pojechałem do Stuttgartu i następnie kolejnych miejscowości po drodze. Podziwiałem zabytki, widoki i robiłem zdjęcia.
Kolejnym punktem mojej podróży były Węgry – byłem w Budapeszcie.
Przejeżdżałem ruchliwymi drogami, gdzie jeździły samochody ciężarowe, tiry. Było bardzo trudno mi się poruszać. Ludzie za granicą niemiecko-węgierską jak mnie zobaczyli byli zaskoczeni, zaprosili do siebie i mogłem z nimi wspólnie bardzo mile spędzić czas. Wiele ludzi było otwartych na mnie przyjaźnie, byli bardzo mili. Z niektórymi nawiązałem bardzo dobry kontakt.
Kolejnym punktem wędrówki Gerda była Austria, a dokładniej Wiedeń, gdzie zatrzymał się w miejscu, w którym mieszkała księżniczka Sisi.
Źródło: Nowa Gazeta Trzebnicka.