Jakie koła do maratonu szosowego?
15 grudnia 2006Tak się jeździ na kolarce
16 grudnia 2006Na stronie Cezarego Zamany czytamy:
To już koniec mojej zawodowej kariery. Potrzebowałem dwóch miesięcy, by ułożyć myśli i podjąć decyzję, która była dla mnie bardzo trudna. Urodziłem się kolarzem, bardzo wiele zawdzięczam tej dyscyplinie, ale nadszedł czas, by powiedzieć: koniec.
Po raz pierwszy wsiadłem na rower w wieku trzech lat, chciałem wtedy po prostu zobaczyć, co jest za następną górką. Ta sama siła i ciekawość prowadziła mnie przez następne lata, kiedy wspinałem się na coraz poważniejsze szczyty. Rzadko spoglądałem za siebie, nauczyłem się jak przełamywać kryzys i zbierać siły przed kolejnym podjazdem. Kolarstwo było moim powołaniem i sposobem na życie, niczego nie żałuję – teraz bardziej niż kiedykolwiek wiem, że dokonałem właściwego wyboru. Mam ogromny szacunek dla kolarstwa. To bardzo trudny sport i czasem trzeba przełknąć gorycz porażki. Mnie także nie wszystko się udało, ale… czasem potrzebny jest wstrząs, by lepiej zrozumieć pewne rzeczy.
W 27 lat przejechałem 700.000 kilometrów, startowałem w dwóch tysiącach wyścigów i odniosłem 39 zwycięstw jako zawodowy kolarz. 16 lat jeździłem w peletonie zawodowym, a kariera zawodowca wymaga całkowitego poświęcenia. Trudno jest pogodzić kolarstwo z obowiązkami rodzinnymi, trudną sztuką jest podwójnie kochać. Dlatego moja zawodowa kariera miała momenty wzlotów i upadków, w jej trakcie przeżyłem kilka poważnych kryzysów. Jednak z perspektywy widzę jak piękny był ten czas spędzony na walizkach – dzięki kolarstwu zwiedziłem cały świat i poznałem wielu wspaniałych ludzi.
Kolarstwo szosowe to jedyna dyscyplina sportu, gdzie przez wiele godzin ramię w ramię jadą mocniejsi i słabsi, młodzi i starsi, ludzie z różnych stron świata ocierają się łokciami obserwując, kto zaatakuje, kto dogoni, kto zostanie w końcu z tyłu. Wyścig przypomina partię szachów, czasem ostatni ruch należy do najmocniejszych na płaskich odcinkach, czasem do najsilniejszych górali. Nadrzędnym celem każdego kolarza jest jazda dla dobra drużyny. Nie zawsze łatwo jest pogodzić realizację założeń dyrektora sportowego z własnymi sportowymi ambicjami, jednak to właśnie wyróżnia kolarzy kompletnych. Wyścig to nieprzewidywalny żywioł, każdy chce wygrać i szuka swojej szansy w danym dniu. Dwustu kolarzy jedzie przez 6 czy 8 godzin myśląc o końcowym zwycięstwie. Kolarstwo szosowe od lat pociąga i intryguje, to naprawdę niezwykła dyscyplina a ja miałem przywilej bycia przez wiele lat w samym centrum wydarzeń. Dlatego żal mi rozstawać się z kolarstwem. Na szczęście mogę kontynuować swoją pasję organizując maratony rowerowe Mazovia MTB Marathon. Właśnie w maratonach odnalazłem atmosferę, w jakiej zaczynałem karierę, często na trasie czuję się jak junior, znów mam ochotę sprawdzić, co jest za następną górką, znów odczuwam czystą radość z samego faktu jazdy na rowerze. Takiej atmosfery brakowało mi czasem w zawodowym peletonie i jestem szczęśliwy, że stworzyliśmy ją na maratonach. Przez wiele lat starty w wyścigach podnosiły mój poziom adrenaliny, teraz takie doznania zapewnia mi organizacja maratonów, to dobrze, lubię to uczucie i nie chciałbym go stracić.
W ostatnim roku wiele wskazywało na to, że to ostatni mój sezon w peletonie. Od trzech lat godziłem ściganie się z organizacją maratonów, próbując jednocześnie poświęcić jak najwięcej czasu rodzinie. Teraz to właśnie rodzina jest dla mnie najważniejsza a wiosną 2007 urodzi się moje trzecie dziecko – czyż może być piękniejszy powód do zakończenia kariery?
Przyszedł czas na nadrobienie zaległości wobec najbliższych i przyjaciół, którzy zawsze mnie wspierali. W ostatnich latach coraz rzadziej jeździłem w swoje rodzinne strony, na Mazury. Teraz postanowiłem zorganizować tam Mazury MTB Marathon, imprezę połączoną z kryterium, na którym chciałbym zakończyć karierę w miejscu, gdzie ją rozpoczynałem. Mój pomysł rowerowej promocji tych terenów został przyjęty w Ełku z dużym entuzjazmem. Już wiem, że tutaj gdzie zakończę karierę jako kolarz, rozpocznę nowy rozdział w swoim życiu, narodzę się jako organizator imprez rowerowych. To takie promyki słońca, które przebijają się przez smutek pożegnania. Całe życie się ścigałem i niełatwo się pożegnać, jeśli miałbym zaczynać jeszcze raz, wybrałbym tą samą drogę.
Kończę karierę, ale takiego zakończenia można mi tylko pozazdrościć. W tej chwili jestem smutny, bo zostawiam za sobą kawał życia i dyscyplinę, która była moim powołaniem. Jednak ten stan nie potrwa długo, czuję się szczęśliwy w tym, co robię i mam wreszcie czas dla mojej wspaniałej rodziny.
Czy jest w takim razie szansa na maraton szosowy na mazurach? To pytanie pozostaje na razie otwarte. Życzymy Panu Cezaremu powodzenia w nowej aktywności zawodowej.