jak się czuje człowiek po 600km?
23 lipca 2007Stwierdziłem że nie będzie łatwo
23 lipca 2007Kolejna relacja z maratonu 600km non stop
Na dystans 600km wyruszyło 7 zawodników – trzech z Puław ( Ja,Rafał i Romek) oraz czterech śmiałków z Krakowa. Na dwie pierwsze setki przyjechało ponad dwudziestu kolarzy z Puław, Lublina, Kurowa, Moszczanki , Nałęczowa i Łęcznej .
Częśc wybrała wariant 100km a paru przejechało 200km. Zaskoczeniem dla mnie było że tak mało osób zdecydowało się na cały dystans gdyż deklarowało się 12 osób (chyba zniechecili się tempem pierwszych 200km – 33km/h.) Jak już wspomniałem tempo było wysokie co niestety odczułem na kolejnej setce. Na 250 km dopadł mnie kryzys który o mało nie zadecydował o moim wycofaniu się z maratonu. Największym błędem jaki popełniłem była zmiana siodła na parę dni przed startem – okazało się że siodełko ustawiłem o jakieś 5mm za wysoko. Spowodowało to okropny ból ścięgien podkolanowych. W Sandomierzu siedząc na stacji benzynowej po 320 km i 10 godzinach jazdy byłem załamany moim stanem. Czułem się okropnie z perspektywą jazdy z ciągłym bólem nie mówiąc o tym że nogi miałem takie jakby ktoś obił mi je kijem basebalowym.W zasadzie wszystko mnie bolało – nogi, plecy, tyłek, stopy – tragedia. Poważnie rozważałem jazdę dalszą częśc trasy wozem technicznym. Na domiar tego zrobiło mi się zimno i dostałem drgawek. Marcin Zrobił mi masaż nóg, nasmarowałem się preparatem na ból mięśni, zaaplikowałem sobie potężną dawkę środków przeciwbólowych i ubrałem się we wszystkie ciuchy jakie ze sobą zabrałem. Stwierdziłem jadę ale jak będę się tak czuł przez 20 km i kryzys nie przejdzie to schodzę! Oczywiście kryzys przechodził przez ponad 100km a ja jechałem na ambicji i sile woli. Koledzy z Krakowa zaciągali jak się patrzy na swoich kolarkach a my na góralach próbowaliśmy im dorównac co okazało się nadwyraz trudne.
Oni jechali tempem 32-34km/h a my z trudem jechaliśmy tą predkością ( dla nas optimum by było 29-31km/h). Na czterysetnym kilometrze mieliśmy średnią około 32km/h. W nocy temp spadła do około 12 stopni i co chwilę jechaliśmy we mgle. Na 180 km przed Puławami znacznie mi się polepszyło i już wiedziałem że dojadę nawet jak odpadnę i będę musiał jechac sam (dodam że mimo kryzysu wychodziłem na każdą zmianę). Romek miał również parę(paręnaście?) chwil załamania i naprawdę źle wyglądał – zawsze tryskający energią i humorem teraz był osowiały i cichy. Podziwiam go że mimo wszystko jechał , nie skarżył się i w ogóle przejechał maraton na takim rowerze – najcięższy i na najgrubszych gumach. Rafał także miał parę dołów ale przełamał je gdyż jako główny organizator miał największą z nas motywacje do zakończenia maratonu(co jakiś czas strofował Krakusów by dostosowali tempo do naszych możliwości za co bardzo mu dziękuję). Jak się okazało nasze wysokie tempo i rzadkie postoje sprawiły że nadrobiliśmy do zaplanowanego grafika grubo ponad 2 godziny czasu (mieliśmy byc na 12 Kazimierzu gdzie miało odbyc oficjalne powitanie maratończyków).
Ostatnie 120 km jechaliśmy tempem około 26-27km/h robiąc częste przerwy. W Nałęczowie okazało się że jak pojedziemy do Kazimierza to zabraknie nam około 40 km do zaplanowanej 600. Musieliśmy dokręcic brakujące kilometry – pojechaliśmy do Lublina. Wracając spotykaliśmy kolarzy z Puław (oraz jedną kolarkę z Lublina) którzy wyjechali po nas by towarzyszyc nam w ostatnich kilometrach naszego wyzwania. W asyscie strażaków wjechaliśmy na Kazimierski rynek o godzinie 11:40 witani oklaskami kibiców. Burmistrz Kazimierza złożył nam gratulacje wręczył puchary i dyplomy. Było naprawdę miło.
W sumie zrobiliśmy 601km w czasie 19godzin 59minut jazdy ze średnia prędkością 30,10km/h.
Na przyszłośc chciałby poradzic chętnym w uczestnictwie w tego rodzaju maratonach -!!! NA LITOŚC BOSKĄ NIE RÓBCIE TEGO!!!! – jazda przez tyle godzin w bólu i walcząc ze swoimi słabościami nie jest miłym ani przyjemnym przeżyciem. Ciekawe co będzie za rok 700km? – ja tam będę he he.
Pozdrawiam i dziękuję kolegom z Krakowa bez których raczej mielibyśmy małe szanse na ukończenie maratonu.
autor Arkadiusza Kraska