600 km w jeden dzień
23 lipca 2007Relacja z KK 2007 czyli jak będzie
24 lipca 2007Mój pierwszy maraton …. baaa – pierwsze jakiekolwiek ściganie. No i prawie minął rok jeżdżenia na szosowym, a wczesniej? Hmmm … własciwie nic :wink:
Ale mam jakąs tam zaprawe w górkach – „moje” trasy, a właściwie ulubiona „pętla” (tez beskidzka) to Kęty, Porąbka, Wlk Puszcza, Przełęcz Targanicka, Kocierz, Żar, Przegibek, Straconka, Lipnik, Kozy, Kęty – też ok 90km, no i chyba troszke trudniejsza … :twisted:
No dosyć moze tych prywatnych „odjazdów” … :wink: Choć muszę przyznać że warunki do jazdy po górkach mam wieksze niż np niektórzy z Łeby … :wink: (kurde … gdzie ON trenuje – po wydmach piaskowych?) Start 7:30, nie znam nikogo, ale okazało sie że to była najsilniejsza grupa 40sto latków (chyba se chcemy jeszcze coś udowodnic w życiu ?). Na Stecówke wyjazd szybki, ze zmianami na prowadzeniu i juz stwierdziłem ze nie będzie łatwo – sami mocni … Z 15stki na starcie zostało nas chyba 6-sciu na zjeździe z Kubalonki (nie mówiąc o szalonym przejeździe po dziurach i błocie na Kubalonce). A więc zjazd po trudnej, połatanej i dziurawej szosie, poszli jak burza, nigdy tak w swojej krótkiej „karierze” tak nie zjeżdżałem … ale co tam, dam radę, jadę za nimi ok 30-50m (chyba była ich piątka), no i …. no cóż, wyszła moja „technika” na zjazdach – język mokrej nawierzchni na zakręcie, lekkie przyhamowanie i … leże … :cry: Przewracając sie starałem choc rowera nie uszkodzić, więc przejechałem sie kolanem po asfalcie … Rower – owijka częściowo zerwana, klamka przesunieta (ale sprawna), ale uderzyłem tylna przerzutką i niestety 12 i 13 zębatka właściwie nie działała. Do tego jakis problem z przerzucaniem miedzy blatami z przodu …
Myslałem że koniec, ale jakos pozbierałem się i jadę … Kolano bolało wprawdzie troche, ale co tam …. Niestety nie dogoniłem tej „mojej” piątki, ale Ci z tyłu tez mnie nie doszli. Właściwie całe trzy pętle nie widziałem, nie mijałem, ani mnie nie mijały numery 40ste i 50te – czyli moja grupa M4 (wiedziałem że wyrywkowo są jeszcze M4 z innymi numerami, ale nie pamietałem ich). Czasem mnie wyprzedzały ścigacze w grupach z wysokomi numerami – czyli młodzi i na jedna czy dwie pętle – ale za szybcy dla mnie. Ja tez wyprzedzałem, ale kurde jakos nie mogłem sie dopasować z nikim i właściwie sam jechałem cały maraton … Na trzeciej pętli na obu pkt kontrolno-bufetowych pytałem czy notowali numery 40ste i 50te i kiedy, ale powiedziano mi że nie maja nic zapisane – sam z nimi sprawdzałem … Wiedziałem ze niektórzy nie zatrzymywali się, jechali w grupie i mogli byc nie odnotowani, ale …. hmmm – chyba nie jest tak źle z moim czasem. Troche sobie odpuściłem wtedy … szkoda, bo jednak troche sił było jeszcze, wiatr zelżał na tej cholernej Ochodzitej (właściwie od wjazdu po wiaduktem w Milówce dawał ten wiatr nieżle w kość – wiecej niz same górki), można było duzo krócej … ale – co było a nie jest nie pisze się … :wink:
Taaa .. w niedziele okazało się że mam 6ste miejsce – troszke niedosyt, bo upadek, samotna jazda – ale z drugiej strony satysfakcja ze sprawdzenia się, zaliczenia ponad 270km po niezłych górkach, no i ten „mój pierwszy raz” … :mrgreen:
Organizacja, oznaczenie trasy (trudno było pomylić się), full wypas na bufetach (kurde – chyba przytyłem) – wszystko chyba wzorowe (nie mam porównania) …
No cóz … Klasyk Kłodzki? Czemu nie … tloske napaliłem się … ;)
numero 57