Generalka i ranking
10 września 2007Mój Klasyk Kłodzki , czyli do trzech razy sztuka
10 września 2007Marek Majewski – maras
Mój start w Klasyku miał być rewanżem za nieudany występ w Pętli Beskidzkiej.
Startuję w grupie z bratem, Andrzejem, Adamem i Mirosławem. Po zjeździe od startu i pierwszej hopce zostajemy we czwórkę bez Mirka. Zjazd prowadzący do początku podjazdu na Spaloną i tracimy Adama, który łapie kapcia i jak się później okazało nie pierwszego na Klasyku! I wtedy zaczęło się prawdziwe jechanie….
Podjazd na spaloną Mariusz z Andrzejem narzucają mocne tempo a ja myślę kiedy mnie zgubią. Mijamy zawodników startujących przed nami, ale nawet nikt nie próbuje się dołączyć do nas. Czyżbyśmy jechali za szybko? Tuż przed szczytem doczepia się do nas jeden Szerszeń na MTB. Jeszcze przed pierwszym bufetem dochodzimy jednego zawodnika z ESKI. Bufet nr 1. Ja zwalniam aby zalać braki w bidonie ale się patrzę Mariusz i Andrzej nawet nie zwalniają i lecą dalej, więc nici z tankowania. Dojeżdżam do nich i widzę, że jedzie nas już 7-8 osób. Wszyscy dają zmiany, ale średnia zaczyna spadać. W Bystrzycy zaczynają się trudności dla nowych ludzi w „naszej” grupce.
Kilka krótkich i sztywnych hopek i zostajemy w czwórkę- 3 jadąca od startu i Piotr z ESKI. Przed nami podjazd którego nie wiem czy się bać – Puchaczówka. Już na początku czuję, że tempo narzucone przez Andrzeja jest dla mnie za mocne. Mój brat dojeżdża do niego, zaraz za nim Piotr i widzę jak się zaczynają oddalać ode mnie. Zaczynam jechać swoim tempem. Dojeżdżam do Piotra, który też nie wytrzymał ich tempa, ale i mojego tempa nie wytrzymuje. Patrząc po słupkach drogowych liczę swoją stratę do dwójki z przodu, strata waha się w okolicach 10-20 sekund.
Na którymś zakrętów mijam Sławka i Jurka, zamieniam z nimi parę słówek i dalej gonię. W końcu znów jadę w trójce startowej, ale niezbyt długo. Jakiś kilometr przed szczytem znów mi odjeżdżają. Na szczycie widzę Krzyśka-Klana który zaczyna już zjazd, a kilka serpentyn niżej widzę brata i kilkadziesiąt metrów przed nim Andrzeja. Zaczynam swój karkołomny zjazd stosując się do poleceń brata sprzed wyścigu, abym zjeżdżał tak by nie musiała po mnie wyjeżdżać karetka! Przez serpentyny jadę koło 40km/h na prostych ponad 70!
Objeżdżam Klana i mówię mu aby siadał na koło ale nie daje rady. Wyprzedzam samochód przez który musiałem zwolnić na zakręcie poniżej 30. Podczas jego wyprzedzania przy prędkości około 70km/h patrzę się w twarz kierowcy, który nie wytrzymuje presji i zwalnia, gdyż w niecałą minutę został wyprzedzony przez trzech rowerzystów! W Stroniu jedziemy już w czwórkę. Po paru kilometrach jedzie nas już szóstka, zostają przez nas wchłonięci Adam i Remik. Za Lądkiem kolejny podjazd. Andrzej narzuca mocne tempo, jak zresztą na każdym podjeździe.
Adam i Remik odpuszczają, Krzysiek też odpuszcza ale po jego odpadnięciu zrobiła się luka między mną a wiadomo kim. Na moje szczęście oglądnęli się za siebie i poczekali na mnie! Do Złotego Stoku zjeżdżamy spokojnie: jemy, pijemy i rozmawiamy! Następnie kawałek płaskiego, kilka hopek i zaczyna się podjazd za Laskówką do bufetu nr2. Tym razem ja zaczynam ciągnąć (nowość) zmiany daje mi brat, ale w pewnym momencie tylko on ciągnie, a ja z Andrzejem się wieziemy na jego kole! Bufet nr2.
Tankujemy, jemy i bierzemy zapasy na dalszą część trasy, przy okazji dowiadujemy się, że przed nami jest dwójka zawodników którzy mają nad nami ponad 10minut przewagi. Zjeżdżamy do Kłodzka i zaczynamy gonić wspomnianą dwójkę! Na jednej z hopek dopada mnie kryzys, zaczynam zwalniać, a brat z Andrzejem się oddalają. Oglądnęli się, ale machnąłem im ręką, aby jechali swoje, bo nie chcę ich zwalniać!!! Odpadłem i skończyło się marzenie o wspólnym wjeździe na metę razem z nimi! Jadę sam.
Górki przed Srebrną Górą zaczynają mnie dobijać: zjazd, podjazd, zjazd, podjazd i tak ciągle. Myślałem że się to nie skończy, ale po którymś podjeździe jest zjazd i po dwóch zakrętach w lewo prosta do Srebrnej Góry. Gdy byłem przed końcem tej prostej zobaczyłem, że na jej początku jest jakiś zawodnik. Więc jadę dalej swoje, lecz w połowie podjazdu muszę się zatrzymać, problem ze stopą. Tracę 2 minuty, a w tym czasie mija mnie wspomniany wcześniej zawodnik- Tomek.
Na końcu podjazdu biorę butelkę wody z której wypijam kilka łyków. Kryzys się pogłębia, zaczynam liczyć czy uda mi się znaleźć w 10-tce open. Robię wszystko aby nie myśleć o kryzysie. Dojeżdżam do bufetu nr3, tam dojeżdża mnie kolejny zawodnik Waldemar. Jem banana i biorę gryza arbuza, o gryza za dużo. Jedziemy razem. Po dwóch kilometrach wspólnej jazdy zaczynam odczuwać tego jednego kęsa arbuza. Łapie mnie kolka. Znów zostaję sam. W Ratnie dojeżdża mnie Krzysiek-Klan, który mówi abym siadał na koło, ale nawet nie próbuję.
Zostały tylko dwa podjazdy do mety! Za Radkowem dojeżdża mnie Zdzisław- Kalin. Krótka rozmowa i się oddala w pogoni za Klanem. Droga Stu Zakrętów kilka kilometrów równego podjazdu. Na jej początku widzę Adama, którego zgubiliśmy za Lądkiem. Robię wszystko, aby mnie nie wyprzedził kolejny zawodnik, bo tego by było za dużo jak na jeden dzień!
Wjeżdżam równym tempem ale niezbyt szybko, gdyż kolka ciągle mnie trzyma. Zjazd i już Kudowa. Widzę ludzi którzy właśnie skończyli MTB Challenge. Wjeżdżam na krajową 8 i zaczynam ostatnie kilometry Klasyka. Podjazd 8ką ciągnie się w nieskończoność, ale puściła mnie w końcu po 30km kolka. Mówię sobie, że od zjazdu z ósemki zaczynam jechać na maxa z tego co jeszcze mam. Zaczynam decydujący podjazd do Zieleńca widzę przed sobą jakiegoś zawodnika – Waldemar ma kryzys daję mu się napić swojego izotonika i pędzę dalej do mety.
Zmęczony, ale szczęśliwy wjeżdżam na metę. Byłem dziewiąty w OPEN i trzeci w kategorii M2!
PS. Mam nadzieję że za rok osiągnę lepszy wynik.
Marek Majewski – maras