Objazd trasy Gryflandu
15 kwietnia 2011Koszulka wylicytowana
18 kwietnia 2011Moja rowerowa przygoda zaczęła się w maju 2009 roku. Szef firmy, w której pracuję, z okazji 20-lecia funkcjonowania naszego przedsiębiorstwa pracownikom z długoletnim stażem pracy podarował rowery. Nie bez powodu jego wybór padł właśnie na dwa kółka. Sam jest entuzjastą kolarstwa i jednym z filarów Kolarskiego Stowarzyszenia Sportowego „Szerszenie Trzebnica”.
Lubię aktywny wypoczynek, pomyślałam więc, że to znakomita okazja, by spotykać się ze znajomymi również po pracy i wspólnie, na rowerach pozwiedzać Kocie Góry. Zwłaszcza, że w natłoku codziennych obowiązków bardzo brakowało mi sportu, który dotąd przecież w mniejszym lub większym stopniu obecny był w moim życiu.
Nie bez znaczenia był dla mnie także fakt, że obserwowałam swojego Szefa na co dzień, zazdroszcząc mu zapału, energii życiowej i przede wszystkim pasji – kolarstwa. Pomyślałam, że taki entuzjazm może udzielić się niejednemu. Mnie się udzielił!
Latem i jesienią umawiałyśmy się z koleżanką z pracy, Małgosią na rowerowe wypady raz, dwa, a niekiedy i trzy razy w tygodniu. Wczesną wiosną wróciłyśmy do regularnych treningów i wtedy to, w pierwszych ciepłych promieniach wiosennego słońca przejechałyśmy po raz pierwszy 50 km. W dodatku w terenie zdecydowanie pagórkowatym, jak na Kocie Góry przystało.
Wówczas Szerszenie, których spotykałyśmy na trasach naszych rowerowych wyprawy, zaczęli namawiać nas, żebyśmy spróbowały swoich sił w Trzebnickim Maratonie Rowerowym „Żądło Szerszenia”. Twierdzili, że świetnie sobie radzimy i taki dystans (przypomnijmy, że w 2010 było to 120 km) powinnyśmy pokonać bez większego trudu.
Najpierw sądziłyśmy, że to jakiś żart. My i 120 km?! Nigdy w życiu się nam to nie uda! Ale, jak to z „cyklozą” bywa, ziarenko, które zostało zasiane, wkrótce zaczęło „kiełkować”…
Przejechałyśmy jeszcze raz 50 km. Potem 80 km. Wreszcie na 2 tygodnie przed trzebnickim maratonem porwałyśmy się na pokonanie całej planowanej trasy „Żądła” – 120 km. Z przerwami na odpoczynek i posiłek dałyśmy radę przed zmrokiem wrócić do domu.
Postanowiłyśmy podjąć wyzwanie i zgłosić swój udział w IV Trzebnickim Maratonie Rowerowym „Żądło Szerszenia”. Miałyśmy przed sobą tylko jeden cel – wystartować i dojechać do mety. Nieważne z jakim czasem i na którym miejscu. Szczęśliwie dotrzeć do mety – to było wówczas dla nas najważniejsze.
Wystartowałyśmy i… dojechałyśmy!
Małgosia jako pierwsza, ja jako druga w naszej kategorii. Szczęśliwe, dumne i bardzo zaskoczone! Bo oto niemożliwe stało się faktem!
Wcześniej byłam przekonana, że 4-5 godzin na rowerze non stop i to w dość szybkim tempie, jest nieprawdopodobne i raczej nie w moim zasięgu. Tak naprawdę jednak emocje związane z udziałem w takiej imprezie pozwalają zapomnieć o czasie. Sama nie wiem kiedy minęły te godziny.
Na mecie było wspaniale! Triumf. Gratulacje najbliższych. Radość i uznanie całej „szerszeniowej” braci…
Czy to był spory wysiłek? O, tak! Sporo trzeba włożyć energii w pokonanie tych 120 km, ale to możliwe. A satysfakcja i radość – przeogromne. Nie da się tych uczuć opisać słowami. To trzeba po prostu przeżyć.
Zachęcam wszystkich do tego rodzaju aktywności. Jazda rowerem to piękny sposób spędzania czasu wolnego. Co więcej – każdy potrafi tego dokonać, każdy może jeździć rowerem. Ten sport można uprawiać bez przeszkód. Nie trzeba szczególnych przygotowań, pakowania, dalekich wyjazdów, dużych pieniędzy. Wystarczy wsiąść na rower i zakręcić pedałami.
Człowiek czuje, jak rośnie jego sprawność fizyczna, jak pokonując własne słabości rośnie jego pewność siebie, jak przybywa sił witalnych. Owszem, czasami trochę ciężko porzucić wygodną kanapę przed telewizorem, ciepełko domowego zacisza. Ale warto!
Warto wsiąść na rower, pomknąć przed siebie i czując świeży powiew wiatru, obserwować piękno przyrody i zmiany w niej zachodzące, niemal z dnia na dzień. Warto spotkać się w gronie ludzi, których łączy wspólna pasja i odczuwać wielką frajdę, pędząc razem przez cudne zakątki naszych okolic, wsłuchując się w ten niesamowity furkot opon, kiedy kilkanaście par kół jednocześnie kręci się w tym samym rytmie.
Odkąd zaczęła się moja rowerowa przygoda, oprócz tego, że mogę „bezkarnie” pozwolić sobie codziennie na zjedzenie ciastka z kremem i bitą śmietanką do tego, czuję, że jest we mnie więcej optymizmu, że jestem bardziej radosna i otwarta.
Jadąc rowerem nabieram dystansu do codziennych, większych lub mniejszych problemów, do otaczającej mnie rzeczywistości i do siebie samej. Czuję, że poprawia się moje samopoczucie, czuję się zdrowsza, weselsza i szczęśliwsza. Wszystko dzięki magii dwóch kółek.
Wiesława Prokopczyk
Szerszenie Trzebnica
Źródło: KocieGory.eu.