Drużynówka Amber Road to wyzwanie dla twardzieli
17 lipca 2012Rowerem dookoła Polski
19 lipca 2012Z Kasią Michalik o tym, jak poradzić sobie z trasami kultowego Klasyka Kłodzkiego, który rozegrany zostanie w Zieleńcu 28 lipca rozmawia Małgorzata greten Pawlaczek.
Kolejna edycja maratonu w Zieleńcu, wciąż w Pucharze Polski, choć całkiem zdecydowanie przymierzaliście się, by z cyklu zrezygnować. Jaki macie pomysł na organizację kultowego Klasyka Kłodzkiego, z którymi to koncepcjami nie po drodze Wam z regulaminem PP?
Klasyk Kłodzki, hmmm… Co tu więcej powiedzieć? Impreza obowiązkowa w kalendarzu każdego ambitnego kolarza – bo musi spróbować zmierzyć się z górami Kotliny Kłodzkiej, z samym sobą. Nie ukrywam, że cele nasze i Pucharu Polski rozjeżdżały się w różne strony. Do tej pory tak jest. Nie wszystko wyszło tak, jakbyśmy chcieli. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że PP zmierza raczej w kierunku rywalizacji, a nam marzy się idea maratonu, na który każdy uczestnik przyjeżdża ze względu na rodzinną atmosferę, na piękne widoki oraz ze względu na chęć poznania nowych terenów w towarzystwie przyjaciół. I tutaj właśnie leżał pies pogrzebany – nasza wizja tworzenia grup startowych na podstawie tzw. „koncertu życzeń”, w którym przyjaciele jadą razem w grupce, versus wizja losowych grup startowych. Nie ukrywam, że początkowo byłam przeciwna temu rozwiązaniu, ale po Klasyku Radkowskim mogę śmiało stwierdzić, iż ułatwia nam to życie. Jest jeszcze kilka punktów, ale jako org pozwolę sobie to przemilczeć. To jest sprawa między nami, organizatorami.
Dla kogo jest Klasyk Kłodzki? Dla jakich kolarzy, ambitnych rowerzystów przygotowujecie trasę KK?
Klasyk Kłodzki jest dla każdego. Dla kolarza, który spędza codziennie kilka godzin w siodełku, dla turysty, który okazjonalnie spędza czas na rowerze. Dla wszystkich.
Dlaczego, mimo to, wprowadziliście limit uczestników?
Żeby zmobilizować wszystkich do zapisywania się i wpłacania wpisowego wcześniej. Nie każdy zdaje sobie sprawę, że tydzień przed maratonem jest najgorszym tygodniem okresu przygotowawczego. Przede wszystkim dlatego, że gwałtownie wzrasta zainteresowanie uczestnictwem w imprezie, a przed nami stają takie problemy jak: czy starczy nam medali (i tak zamówionych „z nawiązką”)? Czy trzeba dokupić wody? Jak wytłumaczyć kucharzowi, że nagle ma przygotować o 100 porcji więcej?
Pamiętasz pierwszą edycję KK? Czy dziś, po latach, jesteś zdania, że impreza rozwija się w kierunku, który wówczas Wam się marzył, czy też zdecydowanie zweryfikowaliście Wasze plany?
Pierwszy KK….organizowany jeszcze przez Anię Włodarczyk. Tak, pamiętam tę imprezę… Po raz pierwszy w życiu przejechałam tyle km na rowerze. Cóż, ciężko ocenić, czy nasze plany się spełniają. Po części tak, ponieważ mamy imprezę, która jest ceniona w gronie kolarzy. Po części nie, bo nadal jest klasyfikacja miejscowa, z której chcieliśmy zrezygnować i wprowadzić klasyfikację czasową. Złoty, srebrny, brązowy medal za czas przejazdu. Jak wiadomo życie rewiduje plany. Często jest to kompromis między dwoma stronami: uczestnikami i organizatorami.
Jakie niespodzianki szykujecie na najbliższą edycję KK?
Krążą już anegdotki, że zaznaczamy różową farbą miejsca, gdzie drogowcy mają zrobić dziury w nawierzchni… Jak sama nazwa wskazuje – niespodzianka jest niespodziewana. Dlatego poczekajcie jeszcze trochę!
Andrzej kiedyś się ścigał, Ty również sporo kilometrów pokonałaś rowerem. Jakie warunki, w Waszym przekonaniu, wynikające z Waszego doświadczenia, spełnić musi górska trasa, którą proponujecie maratończykom?
Przede wszystkim muszą być góry. I to nie pagórki, tzw. hopki, tylko prawdziwe podjazdy, które zmęczą maratończyka. Im więcej, tym lepiej. Co do przewyższeń – nie będę się wypowiadała, ponieważ każdy z nas zna swoje możliwości.
Gdybyś miała wystartować na dystansie giga, w jaki sposób przygotowywałabyś się do jej pokonania i jaką strategię obrałabyś już na start w maratonie, przejeżdżając w górach niemal 200 km?
Najważniejsza strategia to dojechać do mety. Co się z tym wiąże? Jechać spokojnie, w swoim sprawdzonym tempie. Nie ścigać się z ludźmi, chyba że jesteś do tego przygotowany. Nie ścinać zakrętów, bo nie oszczędzisz na tym kilometrów. Nie zjeżdżać na złamanie karku, ponieważ maraton wygrywa się na podjazdach, nie na zjazdach. Wiem, że brzmi to jak marudzenie „mamuśki”, ale najważniejsze to mierzyć siły na zamiary. Nie ukrywam, że bardzo często przyczyną „porażki”, czyli braku siły na dokończenie maratonu, jest prozaiczna sprawa. Źle dobrany ubiór, złe rozłożenie sił, a do tego nieprzykładanie zbyt dużej uwagi do jedzenia w trakcie wysiłku. Mam nadzieję, że w tym roku każdy uczestnik dotrze bezpiecznie do mety…I tego każdemu życzę.
Więcej informacji na stronie Klasyka Kłodzkiego (klik).
Zapisać można się, a nawet trzeba (!) tutaj (klik).
Zdjęcie z galerii Piotra pepe Pizonia (klik).
Wywiad udzielony Wrocławskiej Gazecie Kolarskiej (klik).