Maraton Szosowy Świnoujście
21 września 2007po Trzebnicy
21 września 2007Jelitek
XII Rajd Wokół Tatr dobiegł końca. Można śmiało powiedzieć że rajd ten w stosunku do zeszłorocznego był prawie całkowicie inny. Różnice dotyczyły nie tylko składu ekipy i jej barw ale także wyników i tempa. Mimo to wszystko jedna rzecz nie uległa zmianie – atmosfera była równie wspaniała jak wcześniej.
Dwie godziny snu przed rajdem i takim wysiłkiem to totalna głupota – taka była moja pierwsza myśl gdy obudziłem się o 4. Całą noc poświęciłem na przygotowanie roweru, dopięciu wszystko na ostatni guzik i do tego trudności w uśnieciu spowodowane nadmierną ekscytacją. O 5 umówiłem się z Bułą (Rafałem) na Balicach, skąd szybko ruszyliśmy do Nowego Targu gdzie był start i meta rajdu. Na miejscu byliśmy pierwsi – o 6:45 jeszcze nikogo nie było, ale z minuty na minutę pojawiało się coraz więcej kolarzy.
Tradycyjnie wspólne zdjęcie 15 minut przed startem, chwila na rozmowy i przyglądanie się zawodnikom, a punktualnie o 8:00 start. Myślę że śmiało mogę powiedzieć iż nasza ekipa wyglądała rewelacyjnie w swoich strojach na tle całego peletonu.
W tym roku wystartowało 5 Bikeholików: Gres, Jacek, Saint, Waldek oraz ja (Jelitek) a także dwóch naszych znajomków: Buła i Łukasz. Wszyscy razem jechaliśmy w szybkim tempie do granicy w Chochołowie. Po drodze miała miejsce kolizja, gdy jeden z zawodników zajęty rozmową najechał na drugiego kolarza, na szczęście skończyło się tylko na otarciach. Prawdę mówiąc o wypadek nie było trudno gdyż jechaliśmy szybko i bardzo blisko siebie, a polskie drogi szczególnie utrudniały jazdę, tym bardziej że wiele osób nie ostrzegało przed dziurami.
Na granicy nie było kontroli i nikt się nawet nie fatygował by się zatrzymać. Nawet sami organizatorzy byli zaskoczeni i krzyczeli za nami czy nie chcemy postoju. Od tego momentu zaczęło się naprawdę ostro. Prędkość nie spadała ponizej 30 km/h. Jako że w tym roku trasa uległa nieco zmianie część osób nie skręciła w odpowiednim kierunku i musieli się wracać. Na pierwszej górce odskoczyliśmy z Jackiem i z dwoma innymi kolarzami i kontynuowaliśmy wspólnie jazdę przez kilkanaście kilometrów. Saint z Gresem byli już daleko z przodu, a Waldek na horyzoncie z tyłu dobijał do nas powoli.
Drobne przetasowania w składzie miały miejsce na podjeździe na Ostrą. Jako beznadziejny góral zostałem nieco z tyłu i nadrabiałem straty na zjazdach i na płaskim. I tak było do pierwszego bufetu który znajdował się na 90 km. Szybko nawrzucałem batonów uzupełniłem wodę w bidonach i ruszyłem razem z Bułą, który pilnował mi roweru.
Po chwili dołączyliśmy do duzej grupki kolarzy i wspólnie pokonywaliśmy kilometry. Gdy wyjechaliśmy z Liptowskiego Mikulasza tempo znacznie spadło. Przyczynił się do tego silny wiatr który na otwartym i płaskim terenie dawał się nam we znaki. Siły mi strasznie szybko opadły, nie mogąc znaleźć potymalnej pozycji na kole kogoś z peletonu, odpuściłem i dalej jechałem pokonywałem podjazd pod Smokowiec w samotności. Po drodze wyprzedzony wcześniej przez 4 kolarzy dojechałem do drugiego bufetu. Gdzie zrobiłem sobie dłuższą przerwę.
Zmotywowany strachem przed byciem ostatnim w całym rajdzie, ruszyłem przed siebie. Wszyscy z Bikeholików byli już daleko z przodu. Saint na czele, za nim Gres goniony przez Waldka i Jacek który był 14 minut przede mną. Po drodze do Łysej Polany dołączyła do mnie grupka kolarzy, jechaliśmy wspólnie parę kilometrów, ale gdy w końcu dostałem zmianę narzucili zbyt wysokie dla mnie tempo i znów zostałem sam. Dopiero przed samą łysą polaną doszedł mnie kolejny kolarz który postanowił się zatrzymać i poczekać na resztę znajomych by wspólnie pojechać skrótem. Zniechęcony takim postępowaniem pojechałem dalej przed siebie. Do Bukowiny jechało mi się coraz lepiej, ale na zjeździe do Nowego Targu o mały włos bym miał wypadek, gdy przy prędkości ponad 70 km/h wjechałbym na żwir rozsypany przy drodze.
Nieco zdołowany długą samotną jazdą rozmyślałem o tym co będzie jak dojadę. Na szczęście do Nowego Targu dojechałem w miarę szybko i mogłem się posilić kiełbaskami o których marzyłem przez 100 km. Reszta grupy siedziała już dość długo i oczekiwała na ostatniego niedobitka. W miłej atmosferze siedzieliśmy jeszcze wspólnie ponad dwie godziny i wypoczywaliśmy.
Generalnie XII Rajd Wokół Tatr był lepszy w stosunku do zeszłego roku. Nasza grupa zabezpieczała całą imprezę od czołówki po środek i tył, a każdy pokazał się z jak najlepszej strony. Za rok na pewno tam wrócimy i miejmy nadzieję że XIII Rajd będzie jeszcze bardziej udany niż ten.
Zdjęcia ze strony organizatora
tekst ze strony bikeholicy.pl